Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziada, o czem ci mówiłem, Teruś. Jest to spowiedź księdza Halmozena, którego ty, dziecino moja najdroższa jesteś... rodzoną wnuczką.
I opowiedziałem jej wszystko, całą nawet treść owej spowiedzi. W rażenie było ogromne.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W, godzinę potem, kiedy Terenia niepokoiła się już bardzo o matkę, ja zaś miałem również wyrzuty sumienia, że ją samą zostawiłem z taką lekturą, nagle weszła do salonu pani Śniadecka, prowadząc pod rękę panią Orliczową. Matka Tereni była bardzo podniecona i dziwnie radosna. W oczach jej błyszczał promień szczerego entuzjazmu.
Podeszliśmy oboje prędko do tych pań, jakby jedną siłą pchnięci. Pani Orliczowa podała mi rękę, a gdy pochyliłem się nad nią, rzekła silniejszym niż zwykle głosem:
— Miałeś słuszność, Terenię sam Bóg przenaczył tobie i wola mego nieszczęśliwego ojca przeznacza ci ją również. Spowiedź mego ojca, którą tobie powierzył, bo skoroś ty ją odnalazł, to wyraźny znak Opatrzności, uwalnia Terenię od, jak sądziłam, obowiązkowej ofiary z jej strony, jako rehabilitację za mój błąd i nieposłuszeństwo względem woli ojca, wyrażonej mi przez ksienię Zakonu w Belgji. Spowiedź mego ojca ocala i mnie. Ojciec mi daje rozgrzeszenie. Całem życiem swojem okupiłam błąd popełniony, tak, jak ojciec mi to przepowiedział proroczo.
W oczach córki pokutnika błysnęły łzy, usta jej drżały...
— Terenia twoja, Romanie! — rzekła z mocą. — Niechże ona w rodzinę Pobogów wniesie takie światło