Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o smagłej cerze i ciemnych... uroczych oczach, w których wyczytałam, że i on... nie odda mnie... nikomu.
— Teruś! bo porwę cię w ramiona!..
Chwyciłem jej ręce tuląc je do rozpłomienionych ust.
— Panie Romanie... Rom... patrzą na nas! — szepnęła spłoszona.
— Niech cały świat patrzy, że jestem najszczęśliwszy z ludzi! — zawołałem z głębi serca przepełnionego najświętszem uczuciem dla niej i... najgorętszym ogniem.
Podróż zeszła nam jak sen piękny, lecz zbyt krótki.




Kraków, 10. sierpnia.

Oczekujemy przyjazdu pani Orliczowej i po całych dniach jesteśmy razem z Terenią. Im więcej ją poznaję, tera silniejsze więzy przykuwają mnie do niej. Jest inteligentna, umysł ma żywy i bystrą spostrzegawczość, oraz subtelność natury. Urokiem tchnie, otacza ją czar przedziwny, który wywiera na mnie wpływ magnetyczny. Istotnie jest Thérèse enchanteresse. Przytem jest tak bardzo już moją duchowo, pomimo swej indywidualności, że to jedno może oszałamiać i upajać. Nie zawiedziesz się najdroższe dziecko moje, na tym, któregoś wybrała tak ufnie na całe życie, bo oddałbym Ci życie własne, bylebyś szczęśliwą była....
Już zdobyliśmy szczęścia tak wiele, że się zdumiewam nad tym cudem nieoczekiwanym.