Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z poza szkarłatnych róż z niewymownym czarem. Bardzo długie i gęste, ciemne rzęsy kryły mi często urok jej spojrzenia, a czasem z poza róż widziałem tylko jej czoło jasne, jak alabaster, gładkie, dziewicze, okolone miękko bujną falą włosów jedwabistych... i wytworne w rysunku brwi ciemne. Terenia jest niepospolitym typem, wykwintnej szatynki o jasnej cerze delikatnej, okraszonej lekkim rumieńcem. Wygląda tak, jakby była ciągle w blasku porannej jutrzenki.... Muskała ustami kwiaty a mnie przenikał dreszcz rozkosznych przeczuć i zazdrościłem różom jej ustek.
Jeden z kwiatów płonących dłużej, niż inne na jej drobnych, o kształcie różowych muszelek, wargach, zerwałem gwałtownie i przytuliwszy jego płatki do ust własnych, schowałem go do portfelu.
— Będzie mi symbolem twoich ustek, do czasu, aż...
— Za chłodny i prędko straci świeżość — odszepnęła i jednocześnie oblała się szkarłatem krwi, jak te róże w które teraz wtuliła całą twarzyczkę, zmieszana a taka urocza.
Uniesiony szaleńczo jej słowami, pochyliłem się ku niej, lecz oprzytomniałem rzuciwszy wzrokiem na przygodnych towarzyszy podróży.
Dwóch Austrjaków i jakaś starsza niewiasta rozmawiali z ożywieniem często obserwując nas.
Terenia zrozumiała mnie i uśmiechnęła się zabawnie.
— Ci także odgadli w nas narzeczonych, tak samo jak i portjer w Erzherzog-Karl, który nam taką owację życzeń wypowiedział na pożegnanie, jakby toast weselny. Wszystko to robi ten potop róż od pana.
Odpowiedziałem jej, że portjer mógł mieć dużo po-