Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

posiedzi teraz w cytadeli, o ile w drodze łaski nie wyszlą go tylko do Tuły zamiast do Irkucka czy innego Tobolska.
— Wszak on działał w duchu obalenia niewoli — przerwał mój ojciec.
— Milczałbyś, Pawle! Twój ojciec bił moskali w 63 roku, ale ty i twój syn już palcem nie kiwnęliście w tę stronę.
— A ty, Anastazy? — spytał ojciec spokojnie.
— Ja? Ja?... Ja zobaczycie co zrobię! Jeszcze wy mnie nie znacie. Ja całą Moskwę, Kreml, Petersburg wysadzę w powietrze! Mam pomysł kapitalny!
— Ciekawy jestem tego dzieła.
Czymielski wpadł nagle w patos apostolski.
— Nie będzie ani Tuły, ani Irkucka, bo nie będzie czapki monomacha... Ja spać nie mogę tak, jak wy wszyscy śpicie. Ja im teraz wypisałem petycje różne i dałem im swoje programy.
— Jak wysadzać Kreml?... — spytałem niewinnie.
Czymielski spojrzał na mnie z wyższością.
— O reformach państwa. Ty wolisz latać po święcie, zamiast sterować nawą Polski, ale ja muszę... muszę! Trzebaby ich kiedy skonfrontować z Kołomyj kim z pod Porzecza. Który którego przegada?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Oddano mi dwa listy z pieczątką Kniażyn — zatem z Krąża.
Ciekawym!