Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jestem zadowolony i pełen dobrych nadziei... Żniwa w pełni. Plon zapowiada się obfity. Lipy kwitną i ronią takie aromaty, że głowę tracę...
A ty Teruś na południu napawasz się cudzą przyrodą, kiedy u nas tak pięknie? Słońce zalewa pola potopem złotych blasków, upały, „żar z nieba leci“ mówią kosiarze. W południe spiekota, ale jakże bogato na polach, wszędzie złotogłów, złote lamy! Chrzęst kłosów łaskoczący nerwy. Rolnikowi nasuwa nadzieje ponętnych, zmysłowych rozkoszy, marzycielowi udziela nieskończonych natchnień, które jednak muszą mieć w sobie gorętsze iskry od błękitnych rojeń, gdyż są od nich żywiołowsze. Namiętny dreszcz budzą te pola rzęsiste, złote, srebrne, malachitowe, przetkane purpurą kraśnych maków, niby królewski płaszcz, haftowany rubinami...
Zapala się ogień we krwi, nozdrza rozdyma pragnienie, wchłania się w piersi tę otchłań dojrzałych łanów, jakby ozon leczniczy. Ale nie działa on ożywczo, przeciwnie osłabia zmysłową lubieżnością, rozgrzewa temperament i... zbyt niebezpieczne nasuwa wizje... Wizje ustek Twych malinowych, dziewczyno moja....
Na Demonie skarogniadym, wrzącym jak wodospad gorących źródeł, buszowałem po polach, nie jak rolnik, lecz jak szaleniec-fantasta. W parłem lśniącego od potu ogiera w najwyższy i najgęściejszy łan pszenicy, jeszcze nie ruszony, trzymając się zdala od warczących żniwiarek i kosiarzy, by nikt mnie nie widział i nie ogłosił warjatem.
Demon, bestja, rozumiał mnie. Szedł wolno prychając, nogi stawiał z wdziękiem i lekkością rasowca, może rozumiał, że fantazji pana nie trzeba zbytnio nadużywać, bo szkoda smakowitych kłosów. Piersią roztrącał sypkie