Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mnie silna fala postanowienia i woli: będę szukał testamentu!
A może znajdę go i wtedy ocalę babkę od zakusów Ślaza i Ślazówny, których wykonawcą byłby jej wnuk rodzony. Bo gdyby istotnie testament się znalazł, co oznaczałoby, że babka nie ukryła go, lecz tylko zlekceważyła zawartą w nim wolę ojca. Przytem gdyby testament czynił Pobogów dziedzicami Krąża, tedy babka przeszłaby siłą rzeczy pod moją opiekę i... wówczas... panie Gabrjelu i panno Ślazówno, rozmawialibyśmy z sobą nieco inaczej o rugowaniu rodowych pamiątek z zamku. Widząc, że unosi mnie fantazja, niebezpieczna w tym wypadku sojuszniczka, skierowałem gwałtownie myśl swoją w stronę Tereni, lecz rezultat nie był pomyślny. Ujrzałem bowiem Terenię kasztelanką Krąża, godną takiego stanowiska i nadającą zupełnie właściwy ton tym czcigodnym, archaicznym murom.
Zdenerwowany tą nową wizją fantazji, opuściłem park, rozśpiewany i wonny i udałem się nad rzekę, gdzie płonęły światła. Okazało się, że łapano tam raki. Kilku rybaków brodziło wzdłuż brzegu rzeki, po kostki, oświecając wodę pochodniami. Wdałem się z rybakami w rozmowę i dopiero po chwili zauważyłem, że patrzą na mnie bardzo przychylnie i odnoszą się do mnie z niezwykłem zaufaniem.
Odpowiadali mi na pytania z gorliwością niebywałą, Prześcigając się jeden przez drugiego. Gdy usłyszałem nazwę „Porzecze“ jako jedno z miejsc zbytu ich towaru, spytałem, czy to dwór jest nabywcą. Odpowiedzieli mi, że tak, bo dziedzic porzecki lubi raki, — „a już jak panicz z zagranicy przyjeżdża, tak raki tam idą całemi beczkami, bo pod Porzeczem raków mniej, a kró-