Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawet w rzeczywistości takim nie jest. Zauważyłem bowiem, że jakkolwiek żartobliwie nieraz wspominał Hieronima, najczęściej na złość babce, to jednak do zamku nigdy nie chodzi i wyraźnie go unika. Jest to człowiek trudny do odcyfrowania, psychika jego jest dla mnie zagadką. Jedno nie ulega wątpliwości, że to degenerat życiowy, niedołęga i wielki próżniak. Gdyby nie jego artyzm muzyczny, byłby tylko zerem, jest niem zresztą i teraz pod względem życiowym. Tak grając, jak on, i tak pojmując muzykę, można zdobyć sławę wszechświatową. Jego fantazjowanie w muzyce dowodzi, że i genjusz twórczy nie jest mu obcy, lecz go nie rozwija, nie kształci, zamyka jeno w czterech ścianach swego salonu. Gdyby był idealistą i marzycielem, możnaby mu takie dziwactwo wybaczyć, ale dzisiejsza nasza rozmowa rozczarowała mnie i pod tym względem. Niema serca i uczucia, duszę ma zimną, cud jego muzyki, może być przeto tylko wynikiem estetyki i techniki muzycznej, na co się znowu trudno zgodzić, słysząc go grającego. Więc może to miłość do Weroninki daje mu owo natchnienie? Zdaje mi się, że on bez głębszego przekonania robi projekty zaprowadzenia zmian w zamku, za mało jest na to energiczny i przedsiębiorczy, natomiast wierzę, iż potrafi zgnębić babkę i to mnie boli. O ile faktem jest, że ta kobieta nie spełniła ostatniej woli umierającego ojca, że ukryła testament i tem samem skrzywdziła okrutnie swego brata, to wina jej jest już stokrotnie odcierpiana, a może być jeszcze potwornie pomszczona. Prawdziwe są słowa mędrca Strindberga: „zbrodnia sama jest już karą“.
I oto nagle w toku moich rozmyślań nadpłynęła ku