Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Goście jedni dostrajali się łatwo do stylu, panującego w domu, innych skłaniał do tego pewien przymus mniej lub więcej trudny w spełnieniu. Przypuszczać należy, że wielkie wykroczenia poza tradycję domu nie zdarzają się tu nigdy. Zauważyłem parę typów ciekawszych między mężczyznami. Jeden niemłody już otyły krzykacz, czerwony i brzuchaty, typ sejmikowicza zamęczał wszystkich swemi doktrynami, na wszelkie możliwe tematy. Znam ten rodzaj — piły towarzyskiej. — Sąsiad Uchań Czymielski, wielki przyjaciel ojca, nazywany w okolicy Czyścicielski, gdyż wszystko i wszystkich chce umoralniać i wszędzie robić porządek, którego nota bene u siebie nie praktykuje wcale. Także doktryner, apostoł, oponent z zasady, w wiecznym konflikcie z rządem rosyjskim, za co już odpowiadałby nieraz, gdyby go nie znali z tej strony i nie uważali za maniaka narwańca. Tutejszy Kołomyjski jest nieco bardziej patetyczny i większy weredyk, zresztą taki sam wrzaskun okoliczny. Ciekawym, jak oni dwaj zgodzili by się z sobą, gdyby się zeszli. Gdy Orlicz mitygował trochę krzykliwie wygłaszane tezy Kołomyjskiego nazwany został „ślimakiem w skorupie“, który lęka się wysunąć różki ponad swoją muszlę, by czasem obce ziarenko piasku nie spowodowało przemiany materji. Orlicz nie obraził się, odrzekł tylko z subtelnym uśmiechem, że jest tak pewny owej materji, iż nie tylko ziarnko, ale nawet największe grudy; piasku (ironiczny nacisk) nie zdołałyby jej przmienić. Dlatego również ceni muszlę swoją, że wytworzyła w sobie taką materję. Kołomyjski rzucał się na to w dalszym ciągu, więc odrazu powstały dwie partje: Orliczowiczów i Kołomyjczyków. Miałem wrażenie, że gdyby nie pewne kiełzna etyczne, które umiejętnie nakładał