Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łego brata, kiedyś pożyczoną od niego i drugą pozostałą po sprzedaży Pieńczyc. Te panie przeto są poniekąd jak u siebie, on zaś tylko się opiekuje niemi i ich sumą, przytem korzysta z dobrodziejstwa ich obecności. Ale bratowa, a zwłaszcza ta „smarkatka“ Terenia, nie chcą tego zrozumieć” — dodał pobłażliwie, zapewniając raz jeszcze, że one obie są mu błogosławieństwem w domu. Matka Tereni, wyglądająca raczej na jej babkę, przedstawia typ kobiety niezwykle cichej i skupionej. Istotnie, brak jej tylko habitu. Rysy twarzy ma klasyczne, uduchowione, jakkolwiek zmęczone i zwiędłe. Postać bardzo rasową. Ta sama rasa cechuje Terenię, tylko w matce jest coś jakby z zaświatów, jakaś melancholja i zaduma nieziemska, czem się bardzo różni od córki, w której życie tryska weselem i pogodą, jak niebo błękitne w majowy poranek.
Wieczór był cichy, wonny, przepełniony ciepłemi oddechami rozgrzanej ziemi, gdy odpływałem z Porzecza. Panie i pan Orlicz odprowadzili mnie do przystani. Krzepa oczekiwał zadowolony widocznie z gościny, najedzony i wyspany miał dobrą minę i buńczuczną fantazję. Uzewnętrzniło się to ubraniem łodzi w zielone gałęzie i gałązką świerku, zatkniętą na czapce gajowego. Na Terenię patrzał z uwielbieniem i kłaniał jej się w pas.
Pan Orlicz dziękował mi uprzejmie za odwiedziny i zaznaczył, że jest moim dłużnikiem, ale że rewizytować mię będzie dopiero kiedyś w Uchaniach, gdyż Krąż... i t. d.... i t. d...., za co mu byłem niesłychanie wdzięczny. Prosił mię jednak, bym nadal nie zapominał o Porzeczu, gdzie jako tak miły chwilowy sąsiad i t. d... z wersalskiemi ukłonami. Nadmienił przytem, że bardzo byłby rad widzieć mnie u siebie dwudziestego dziewiątego, bo