Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o Pobogu z Krąża, legendarnym, upiornym, czy też jako o Romanie Pobogu z Uchań? Proszę o szczerą i bezwzględną odpowiedź.
Czułem, że bezczelnie pomijam zasadnicze pytanie, czy wogóle o mnie myślała, lecz komunał ten uważałem za zbyteczny i pomimo to... ironja mię nie ukłóła...
Terenia nagle rozpromieniła się, jakby blask słońca padł na nią. Odetchnęła wyraźnie z ulgą. Spodziewała się zapewne innego pytania...
Po mojem zachowaniu się mogła wszakże oczekiwać tylko oświadczyn. I właśnie ta jej promienność, ta swoboda po tem, co usłyszała, była mi nadzwyczaj drogą i miłą. Odrzekła wesoło:
— Z chęcią odpowiem panu na to najszczerzej. Myślałam o Romanie Pobogu z Uchań... ale...
— Nie chcę żadnego ale, to mi wystarcza!... proszę mi nie psuć cudownej chwili! — zawołałem również w uniesieniu, ściskając jej ręce.
— Więc dodam tylko, że mimowoli do myśli o panu przyłączał się Krąż, jako tło nieodzowne, na którem zawsze dotąd rysowało się nazwisko Poboga.
— To co innego, to już pomińmy, droga pani. Zależy mi na tem przedewszystkiem, by pani mnie nie utożsamiała z Krążem i jego historją.
— Jest pan zbyt wybitny jako postać i jako typ, by móc utożsamiać go nawet... z jego sobowtórem na portrecie — zaśmiała się — którego ja zresztą nie znam.
— Właśnie pragnę, by pani poznała zamek i ten portret.
— Och, to niemożliwe, niestety.
— Zupełnie możliwe i zależy tylko od jej zgody?