Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biegały spłoszone, przeciwnie, tonęły w sobie z zaufaniem jakbyśmy byli bardzo blizcy i drodzy. Że ona doznawała tych samych wrażeń, byłem prawie pewny. A może nawet nie tylko my oboje, lecz i Krzepa ulegał tej hypnozie dziwnej, porywającej ku sobie nasze duchy i.... serca.... bo w opowiadaniu dziada były zwroty, które mogły nasuwać podobne przypuszczenie. Raz naprzykład patrząc dyskretnie na Terenię, zrobił jakby luźną uwagę, skierowaną niby do mojej babki, żony Marcelego.
— Bywa czasem, że Pan Bóg w ciężkich opresjach zeszłe taką niewiastę co jest jakby anioł żywy ze skrzydłami, które zwinął dlatego, żeby ludzie odrazu nie padli na kolana i nie całowali stóp. Do takiej niewiasty człowiek odrazu się garnie, jak dziecko do matki, bo to moc od Boga dana, że jedno do drugiego popycha i przykuwa ich do siebie na wieki....
Umilkł jakby nam dał czas do refleksji. Poczem rzekł znowu z dziwną siłą:
— Taka niewiasta zesłana od Boga, to przeznaczenie i ono poprowadzi tam, gdzie trzeba, gdzie Bóg wskazuje palcem świętym, żeby do tego iść, nawet przemocą iść, i zabrać sobie to, co Bóg człowiekowi przeznaczył. A tego czasem jeden człowiek... i... nie potrafi... Dlatego Bóg zsyła niewiastę do pomocy i dla lepszej wiary i dla większej ochoty....
Aluzja do Krąża i Tereni była aż nadto wyraźna, przynajmniej dla mnie. Dobrze powiedział kiedyś Korejwo o Krzepie: „mądry to jest dziad.... o mądry!!“
Terenia jakby również zrozumiała aluzję starego borowego, stała się trochę sztuczną. Odczułem w niej pewien niepokój, ale był on dla mnie miłym. Umyślnie nagadałem do starego na inny temat, by wrażenia jego