Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie skończyłem, gdyż ona podała mi żywo rękę i uśmiechnęła się bardzo wdzięcznie.
— Przepraszam pana, ale zestawienie tych nazwisk!... Na upiora pan nie wygląda. Zresztą... nawet upiorowi dziękowałabym za ocalenie mię od niebezpieczeństwa, w jakiem byłam. Nazywam się Teresa Orliczówna, a mieszkam obecnie u mego stryja Orlicza w Porzeczu. Wyjechałam sobie daleko, co prawda na rzekę, na spacer, zamyśliłam się, wiosło mi się zsunęło do wody, nie mogłam go już uchwycić i taka przygoda! Wszak to już późna noc.
Zapaliłem zapałkę i spojrzałem na zegarek. Była godzina dwunasta. Przeraziła się, gdy to usłyszała.
— Cóż ja teraz zrobię? — załamała ręce.
Przy blasku zapałki błysnęły mi jej oczy żywym ogniem, cała twarz wydała się Kameą. Smukła postać ciemno ubrana, była zręczna a silna.
— Już wiem! — zawołała z zapałem. — Dopłyniemy do brzegu, naprawimy łódkę i z pożyczonem od pana wiosłem wrócę do domu. O ile mi pan zechce w tem wszystkiem dopomóc.
Gdy wyraziłem wątpliwość naprawienia łódki bez żadnych narzędzi i materjałów potrzebnych, zasępiła się znowu. Zacząłem ją tedy uspokajać. Oto odpocznie na brzegu, osuszy się przy ognisku i o świcie sam ją odwiozę do Porzecza.
Uśmiechnęła się.
— Ale właściwie to ja nawet nie wiem, kto pan jest? Pobóg z Krąża, to wygląda baśniowo. Od czasu, jak mieszkam w Porzeczu, pałam pragnieniem poznania tego zaczarowanego zamczyska, ale zwiedzać go podobno nie można, u państwa Zatorzeckich stryj nie bywa, wybra-