Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

hymn zachwycenia... A smuga świetlna dokoła nich nabierała purpury w swą tęczę, zacieśniając krąg uroczny. Lilje na kwietnikach pochyliły kornie przeczyste swe korony, owiane subtelnym aromatem. Róże rozżarzyły swą krwawą czerwień i zaniosły się ekstraktem odurzającej woni.
Salon, fortepian i oni oboje zanurzeni byli w powodzi opalowego światła, wszystko dokoła tchnęło mistycznym nastrojem. Tony Larga urosły, wzmocniły się w potęgę i nagle skonały, jeno echo huczało, słabnąc, zanikając...
Ona siedziała cicho z pochyloną głową, zasłuchana w ostatnie dźwięki, on odłożył wiolonczelę i przeszedł się po salonie krokiem nerwowym, prędkim, jakimś niecierpliwym, jakby salon zaciasny był teraz dla niego. Dłonią przetarł czoło. Zbliżył się znowu do niej. Stanął za nią.
— Czy będziemy grali jeszcze? — spytała.
— Może potem. Nasza muzyka dziwnie mię bierze, rozumie ją pani wybornie i kocha... Zgadzamy się na tym punkcie. Trochę ochłoniemy po naszym duecie — dobrze...?