Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krztusili się popiołem, zapach siarki pobudzał do mdłości. Biegli i biegli w coraz gęstszy dym, czarno rudy, to znów biały, jak brudna piana, w głowach czuli zawrót, szum i dzwony. Kobieta dzielnie dotrzymywała placu, najprędzej biegła, z nerwową pasją, darła się przez dym, niosła ją przedziwna jakaś siła. W tumanie dymów, traciła chwilami przytomność umysłu. Czuła silne walenie pulsów w głowie, czuła, że biegnie ciągle naprzód i pod górę, że ją niekiedy ktoś ciągnie za rękę, że się dławi siarką, że źrenice gryzie dym, po za tem wszystkie bóle ucichły. Jak pod wpływem chloroformu czuła, że coś się dzieje osobliwego, ale co...? Ach, oto biegnie do krateru. Wtem stój. Zatrzymano ich; jakieś postacie, jakieś mundury, coś mówią, coś każą płacić, płacą jej towarzysze, więc i ona. Znowu jakaś komenda, ktoś bierze ją pod ręce, słyszy wołanie — prędzej, prawie ją niosą, dym dusi kompletnie, w mózgu bezład, łoskot. Ależ ten łoskot wzmaga się, to nie tylko w głowie huczy, to naprawdę huk idący z pod ziemi; pod stopami; w głębi tej góry popiołów słychać jakby wystrzały armatnie, jakby grzechot salw kara-