ja przewodników, skąd ich się tylu nabrało... — popychają nas, jak djabli, na sznurach nas ciągną w górę. Trudno, nie brońmy się, sami nie pójdziemy, piekielna droga! Popiół po kolana, żużle, odłamy lawy i dym z siarką. Na zakończenie czarne straszydła, na ich łasce jesteśmy. Ależ ci przewodnicy chyba tu z popiołów wyrastają. Sapristi! To zaczyna być przykre. Zwrócił się do towarzyszki.
— Opisze pani tę wycieczkę, prawda...? Niech ją pani zatytułuje — „Piekło szatana”.
Kobieta silnie zadrżała, lecz opanowała się natychmiast.
— Ja już nic nie napiszę — odrzekła z nikłym uśmiechem.
Nowe masy dymu wpełzły pomiędzy turystów i omaściły ich swym siarczanym swędem. Brodzili teraz w popiele i wśród dymu. Coraz gęstsze runa buro-zielone z suwały się ze szczytu, oczy nie mogły patrzeć, płuca oddychać. Kręta dróżka w sypkim, chrzęstliwym gruncie, zasnuta była dymem. Szli po omacku, raczej biegli, popychani przez czeredę przewodników, trzymali chustki przy ustach, lecz pomimo to
Strona:Helena Mniszek - Czciciele szatana.djvu/122
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.