Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 2.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, to może już otrząsnąłeś się z nieszczęsnych zamysłów?
— Powtarzam: nie mówmy o tem.
— Przeczuwam wiktorję naszych tradycji i instynktu naszej rasy. Daj rękę, War.
— Trochę, wuju, przedwcześnie.
— Kwaśny masz uśmiech. W każdym razie przemawia już w tobie Zebrzydowski, to już bardzo wiele!
— W obecnej chwili przemawia do mnie tylko Kraków. Przebywam często na Wawelu, gdzie mi tak dobrze.
— A czy nie pokazał ci się czasem duch Mikołaja Zebrzydowskiego, rokoszanina? albo Zygmunta III-go? Może cię ostrzegli, że wszelkie rokosze kończą się zawsze Guzowem, vel guzem. Twój rokosz przeciw tradycjom polskim i rodowym miałby ten sam finish. Twoje projekty małżeńskie to także guz. Żadne kompromisy praktyczne, żadne tolerancje światowe nie ułaskawiłyby ciebie w twojej własnej duszy. Dixi! Chodźmy, bo patrz: ciotka grzmi naprzód aż się planty chwieją w posadach. Ma dziś, uważasz, cercle polityczny, ale że same niewiasty, zatem bezpieczny, ma zebranie społeczne i jeszcze tam jakieś posiedzenie nadzwyczajne. Kobieta dostała paroksyzmu społecznego, bo nerw już dawno pękł od napięcia. Szczęście, że nie mamy dzieci, bo na lazzaronów by powyrastały. Mohyński lazzaronem! wyobraź sobie! No, ale, War, jesteśmy sami, powiedz prawdę. Puściłeś w trąbę, czy ciebie puszczono? bo wiesz, że masz minę.
— Żadna z tych ewentualności nie zaszła. Jestem zaręczony bez zmian.
— A, do licha! No i dano ci urlop do tych Sęcin, czy Stryjów?
— Poróżniłem się z papą...
— O... o... fe! Rozumiem. Dałeś nura, czy zrobibiłeś tylko giest? Któż kogo będzie przepraszał? Że nie ty, jestem pewny.
— Myślę właśnie wracać i raz nareszcie skończyć tę aferę.
— Aa! Aferą nazywasz? To już, tego owego, dobry znak!