Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szystym i białym jak piana mleka. Wszędzie biało i biało, wszędzie pełno tej bieli. Każda gałązka obłożona białym puchem waży się ciężko, dostojna tą nową szatą królewskich gronostaji. Bór jakoś zacieśnił się, zagłuszył. Wszędzie białe puszyste korytarze, tunele, wąwozy. Tam jodła zawalona kożuchem białych futer ma wygląd starego, pochylonego dziada. Oto biała długa broda, oto włosy puszczone powiewną okiścią, oto sakwa z białych baranów, kołnierz ogromny. Dziad utknął w śniegach, zasypany śniegiem stoi bezradny, śmieszny, oparty na koszturze z grubego konara sosny. A tam dalej olbrzymka jodła... W pochodzie swym monarszym przez bór została uwięziona przez białą przemoc, nie udźwignie tego nawału, który zatraca jej kontury. Za dużo spadło na nią tej białej potęgi. Więc stoi zdumiona, ramiona rozpostarła, dumny kołpak na głowie unosi ku słońcu, jakby stamtąd szukała ratunku, wyzwolenia z białych okowów. Las jest tak piękny, że Dada zachwyca się głośno przemawiając do psów.^
— Patrz, Żmijka, jaki ten świerszczek jest komiczny, zupełnie mały gnom. Nie wygrzebie się ze śniegu... Żmijka! tu, do nogi, nie wpadaj jak szalona, bo otrzepiesz gnomka z szaty i stanie się brzydki. Prast! nie warjuj. Patrz jak rozdzierasz gładki aksamit śniegu. Dzwonek, dosyć hałasu! Zwierzyna usłyszy cię na milę i kłusownik także. Wszystko przed nami ucieknie... Patrz, patrz, Zagraj, wrona leci, wygląda jak węgieł, na tle tej cudnej sosny... Ach, żeby ją okurzył śnieg... Widzisz jak wali skrzydłami i kracze i ona się cieszy z zimy...
Psy jakby rozumiały, podnoszą pyski do góry i węszą radośnie i wdychają powietrze mroźne, a rzeźwe jak woda źródlana, pachnąca lasem; i lodem... Skoczna i Zagraj chwytają w pyski śnieg i oblizują oszroniałe chrapy, prychając robią skoki dziwaczne, rade z tej rozpylonej fontanny, która kaskadą białego pyłu otacza ich ciała polotne, żądne skoków i wesela