Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

obory i chlewów, gdzie było po parę sztuk trzody, pozostałej po masowem ograbieniu. Była w stolarni i kuźni, gdzie reperowano połamane narzędzia gospodarcze. Wydała dyspozycję wożenia drzewa z lasu, co mogło się uskutecznić wolno i z mozołem. Zajrzała do jednej izby w ośmioraku, gdzie leżał chory chłopak osiemnastoletni. Miał silnie zbite kolano i pani Teresa leczyła go domowymi środkami ze swojej apteczki. Matka pokaleczonego chłopca żaliła się płaczliwym głosem:
— Abo to mu potrza było, wielmożna dziedziczko, leźć do piwnicy dworskiej, po te kilka jabłuszek, co dziedziczka kupiła w Żurawcu dla dzieci? Abo to mu mało było jeszcze jabłek, a gruszek, a śliwek zielonych, co za „bolszewników“ wyżarli się wszyscy w dworskim sadzie?... A toć mówiłam, choć i wtedy, nie źryjta bez miary cały sad na raz, przynieś hyclu do domu, to na zime schowam. Gdzietam! jak się dorwali, że to niby wolność była powszechna, tak i jednego jabłuszka nie ostawili. A tera sie zlisił i do piwnicy go znowuj korciło! Ot i ma! Jak spadł z okienka na mur, tak se dogodził, że go Jewka z kucharzem za kudły omdlonego wynieśli z tela. Żeby nie pani dziedziczka, toby mu jeszcze dołożyli z pare kijów, ale i tak od kucharza po mordzie dostał. Wszystko bez nieposłuch la matki, co dobrze doredzała.
Pani Teresa nic nie odrzekła na tę pobożną skargę pokrzywdzonej rodzicielki. Kobieta pod jej dozorem zmieniła kompresy z arniki na zbitych kolanach młodocianego Adama, który nietylko drzew, ale nawet piwnic zakazanych nie uznawał. Pani Teresa opuściła izbę i poszła drogą w pole. Chciała obejrzeć oziminę zasianą kosztem ogromnego trudu i nakładu sił w warunkach tak ciężkich.
Żyto zieleniło się ładnie, ale było go śmiesznie mało, w porównaniu z rozległemi łanami, leżącemi odłogiem.
— Co Romek powie, gdy to zobaczy? — myślała Terenia ze ściśniętem sercem. — Wystarczy dla siebie