Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

albo na białem winie, a potem kalafiorek, lub karczochy... galaretka z wina... i gotowe! A teraz.....
— Czy Chimek słyszał co ja mówię?...
— Słyszę, pani dziedziczko, ale kury nie znajdzie się już u fornalek za żadne pieniądze — i u nas i u nich wybrane, a co zostało, to baby zaniosły do miasta, dobrze im płacili. Teraz niema jednego skrzydła. Ot bieda! — podniósł głowę i rzekł weselej:
— Niech pani dziedziczka nie kłopocze się, poszlę Jewkę do miasteczka z kwitem do Borucha, jakiegoś mięsa przyniesie, a reszta moja głowa. Czasem to i z wiatru trzeba coś przyrządzić, jak niema z czego. Dałby Bóg, żeby pan dziedzic przyjechał, to może skończy się nasza bieda. My czekamy na przyjazd i fornale czekają.
— Dobrze, że chcą czekać.
— A dokąd pójdą? Wszędzie tu w okolicy to samo. Gdzie im było lepiej, niż w Uchaniach, ale jak niedola to niedola.
— Wydał im Chimek kapusty z warzywnika i kartofli?...
— A jakże, wedle rozkazu, dziś o świcie wszyscy dostali, podzieliliśmy się z nimi naszą resztą, jak brat z bratem, ale to nie na długo.
— A kartofli ino, ino — wtrąciła Jewka, tęga dziewczyna, wchodząca właśnie do kuchni ze szkopkiem mleka. Pocałowała w rękę panią Teresę i pokazała jej skromny udój.
— Tylo całej parady. Tych parę krów i to bez jadła jak należy, na słomie, to i co mogą dać?
— Dla dzieci wystarczy i dla starszego pana na kawę — rzekł kucharz.
— I dla pana Strzełeckiego i dla dziadulka Krzepy dodała Teresa. — Niechno Chimek przyrządzi dobrą kawę i podpłomyczek zrobi świeży dla starszego pana.
— Dobrze, dobrze, a juści!... A sama to herbatę z razowcem, bo tą krzynką mleka trzeba koniecznie wszystkich obdzielić, a dla siebie nic! — mruczał Joachim, gdy pani Teresa wyszła z kuchni.