Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zostań tu, ja pójdę z powrotem, bo Chazmara, jeśli zdołała uciekać do nas, nie da sobie rady z kamieniem.
— Romanie, tyś oszalał! Chcesz iść tam?
— Chcę iść do wylotu, przez który weszliśmy, aby ocalić Chazmarę, gdy będzie uciekała.
— A samemu zginąć! Za nic cię nie puszczę! Ja się boję sama tu zostać! Za nic!
— Ależ my bezpieczni, a ona tam może być w opałach.
Olga uczepiła się ramienia Poboga i jęła go błagać, by nie szedł.
— Ty chcesz uciec odemnie, ja wiem — jęknęła z żalem.
— Nie chcę uciec, tylko chciałbym się oko w oko spotkać z Borysem. Mam go już dosyć! Gdybym wiedział, że to on istotnie.
— On sam przecie nie jest, tylko z kozakami, a zresztą dla takiego drania będziesz życie narażał?
Wtem głuchy łoskot przebił się poprzez mury, odczuli silny wstrząs.
— Co to, mury prochem wysadzają?! — zawołała Olga.
— Eee, nie! przecie on tu ciebie szuka, nie będzie więc wysadzał.
— Ale coś się zawaliło!
Nasłuchiwali oboje długi czas z zapartym oddechem. Cisza panowała grobowa i zapach stęchlizny aż dusił. Jak długo to trwało nie mogliby określić. Olga przytulona do ramienia Poboga, krępowała go coraz mocniej swojem objęciem. Czuł jej gorący oddech na swej szyi, odczuwał jei młode, ponętne piersi wgniecione w jego pierś i, nowa niepokojąca fala zaczęła go ogarniać wichrem zmysłów. Ona drżała w jego ramionach, a oddech jej stawał się coraz prędszy i gorętszy. Żar ten unosił Romana, pochylił głowę niżej, przygarnął Olgę mocno do siebie. Jęknęła z rozkoszy, uniosła się. Po-