Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a kto nie chciał to i po nim. Tak skończyło się panowanie kniazia na Zrubie.
Olga słuchała opowiadania chłopa, jakby nowej dla siebie wieści. Wreszcie spytała o starą Chazmarę.
Chłop wytrzeszczył na nią oczy, poczem zmrużył je złośliwie i rzekł ponuro.
— Chazmara jeżeli i jest w Zrubie, to z czortem w parze. Ja was tam nie zawiozę i wam nie radzę jechać. My chcemy wróżby, ona sławnie wróży — rzekła Olga
— Czort jej pomaga. A jakiejże wy chcecie wróżby?
— To już my jej samej powiemy, tobie bat‘ku nie można, bo by wróżka nie miała siły potem.
— A wy od bolszewików uciekli — spytał chłop znienacka.
— My nie uciekali, bo my sami bolszewicy i w swoim kraju jesteśmy — rzekła Olga rezolutnie.
Chłop zaśmiał się chrypliwie, z wyraźną ironią.
— Tego to wy gadać nie potrzebujecie bo ja nie uwierzę.
— Dlaczego?
— He, he, nie wyglądacie wy na towariszczi, prędzej na takich, którzy od nich uciekają. Ale czego wy jedziecie do Zruba? A, a?
— Mówiłam przecie dlaczego.
— I w to ja nie wierzę. Co wam do Chazmary. kiedy, wy na wielkich panów wyglądacie. Ta i co że chude, zmizerowane i obdarte. Gęba mówi swoją prawdę i ona nie łże jak język. A ty, panienka, ty taka podobna do kniazia gienierała, że ot i powiedziałby prawo jego doczka, kniażna Olga. Ja tak miarkuję, że wy od komisarza Borysa uciekli. To pewno twój żenich, ale on nie ruski. Polak libo Francużanin jaki. Tak to i jest, powiedzcie prawdę. Tylko, że poco wam do Zruba droga, nie zagranicę, tego nie wymiarkuję,
Chłop, mówiąc to wyszczerzył zęby chytrze i śmiał się