Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To puszczyk, bezczelny, łajdak, zły człowiek, bez serca! — mamrotał stary. — Dlaczego on przepowiada śmierć Wackowi?...
Nagle zatrząsł się okropnym dreszczem zgrozy. Oczy pełne niesłychanego przerażenia skierował na synową.
— A może on co wie, może Wacek naprawdę nie żyje?...
W pierwszem mgnieniu myśli, Dada postanowiła powiedzieć całą prawdę... Już, już miały paść słowa złowrogie, lecz wzburzenie ogromne Tura i jego wzrok utkwiony w nią, odebrał jej odwagę. Zająknęła się tylko i rzekła bezdźwięcznie.
— Skąd Zięba może o tem wiedzieć?... A jeśliby wiedział, to by i powiedział napewno.
— Masz rację, gołąbko. Ty zawsze masz rację, bo i to dobrze, że odmówiłaś Ziębie, aby ciebie wyręczał... Masz rację, obejdziemy się bez jego pomocy. Żeby Wacek nie żył, to pan Strzełecki wiedziałby też o tem najlepiej, jako jego porucznik. On taki pan mądry i dobry, taki delikatny... Jakże to on ślicznie odwdzięczył się za gościnę, za tę burkę starą, pożyczoną — książkami... Taką zrobił przyjemność. Może będziesz się mniej nudziła, Madzieczko, tu na Sarnach, ze starym grzybem takim jak ja.
W tem do izby zajrzał Zięba i rzekł prawie pokornie.
— Proszę pani, mam pilny interes do pani, na chwileczkę, pani będzie łaskawa...
— Niech ojciec nie wstaje, ja załatwię.
Gdy wyszła do sieni, Zięba chwycił ją za ręce. Zanim się zorjentowała, chłopak zaczął te ręce pokrywać pocałunkami. Szarpnęła się, lecz trzymał mocno.
— O co panu idzie?... Proszę zaprzestać, proszę mnie puścić.
— Ja panią przepraszam, że byłem niegrzeczny może, ale nie dla pani, tylko ten stary tak mnie rozgniewał... On nie wart małego palca pani, a będzie się tu srożył... taki cham!