Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie, proszę nie robić z siebie widowiska. Ludzie się śmieją! Trzeba zachować powagę.
Trestka miał wzrok błędny.
— Ja im się zaśmieję, łajdakom!... złodziejom tym!... Ja ich wszystkich w dyby... do kryminału... Pasy drzeć!... Szelmy!...
I grad pocisków bardzo dobitnych popłynął z ust hrabiego, przeplatany gęsto cudzoziemskiemi epitetami.
Ordynat miał niesmak na ustach, ale cierpliwie starał się hrabiego uspokoić. W końcu oddał go pod opiekę pani Rity. Lecz i to nie wiele pomogło. Hrabia albo klął, albo łamał ręce, wołając:
— Moje obory, moje obory.
A szkody istotnie były olbrzymie. Spaliło się kilkanaście krów; zwęglone ich ciała, wzdęte, leżały tu i tam, stercząc nogami, niby jakieś dziwaczne kupy węgla, opalonych wnętrzności i popiołów. Straszny widok uderzał w oczy. Ciała popalone roznosiły cuchnące wyziewy.
Po zduszeniu ognia ordynat w prywatnym gabinecie hrabiego rozmawiał z panią Ritą i miejscowym rządcą. Hrabia był również obecny. Ale nie mówił nic, powtarzając jedynie żałosną skargę:
— Moje obory! moje obory...
Ordynat pytał o różne szczegóły, tyczące się powstania buntu. Badał drobiazgowo warunki utrzymania i opłaty służby. Przeglądał księgi, sprawdzał rachunki.
Okazało się, że agitatorów nie było. Służba łącznie z wsią rozpoczęła strajk z powodu niewypłacalności dworu, nieuregulowanych serwitutów i niechęci osobistej.
Ordynat przeglądał całą rubrykę procesów, czasem wprost śmiesznych i poruszał głową.
— Bajeczne zdolności, czy manjactwo — myślał; głośno zaś rzekł:
— Jedyna rzecz, której się lenię, to procesy.
— Ja teraz przestanę procesować: będę strzelał prosto w łeb. Przynajmniej łajdaków mniej zostanie — krzyczał hrabia.
Pani Rita zacięła usta, ordynat milczał.
W kilka godzin potem ordynat po naradzie z hrabiną chciał odjechać. Ale mu nie pozwolono, gdyż kilkudziesięciu strajkujących obległo pałacowy ganek; chcąc się widzieć z hrabią. Pani Rita ścisnęła za rękę Michorowskiego.