Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zmrok zapadł. Szara godzina rozesłała swą makatę, owijają nią wszystko dokoła. Na dworze padał drobny, gęsty śnieg, pomieszany z deszczem. Wicher ciskał go na szyby okien i wył przeciągle. Z parku dochodziło skrzypienie starych drzew, jękliwe, jakby ktoś głośno żebrał. Pan Maciej i ordynat siedzieli w fotelach zamyśleni. Starzec przeżuwał szczękami i mełł w ustach słowa modlitwy. Suche, sztywniejące palce przesuwały paciorki różańca. Ordynat zimny wzrok skierował na okno i siedział jak posąg. Tylko poruszające się często brwi i nozdrza świadczyły, że poza tą chłodną powierzchnią kipią, ścierają się uczucia i myśli.
Obaj usłyszeli jednocześnie cichy szmer przy drzwiach. Od progu posunęła się do nich żywym ruchem smukła postać, cała w czerni. Poprzedzał ją lekki szum jedwabiu i wątły zapach wrzosu.
— Lucia! — zawołał Waldemar, gwałtownie powstając z miejsca.
Odezwało się łkanie.
Ordynat zerwał gazowy welon, przemoczony od deszczu. W szarzyźnie pokoju zabłysła szczupła twarzyczka Luci Elzonowskiej, w burzy popielatych włosów. Dziewczyna z płaczem zarzuciła ręce na szyję Waldemara.
— Jestem z wami!... Jestem! Nareszcie!...
Waldemar uścisnął ją i oddał w ramiona zdumionego dziadka.
Pan Maciej nie pytał o nic. Głaskał wnuczkę po twarzy, po rozwianych włosach, patrzał jej w oczy, jakby chcąc się przekonać, że jest ta sama. Nie widział jej dawno i nie mógł się nią nacieszyć.
Dziewczyna z objęć dziadka rzucała się w ramiona Waldemara, wypowiadając krótkie, urywane zdania, przeplatane płaczem i śmiechem.
— Gdzież zostawiłaś mamę? — spytał pan Maciej.
Lucia spochmurniała.
— Ja, dziadziu, uciekłam. Z mamą pogniewałam się. Mama jest w Monte Carlo.
— I nie bałaś się sama jechać?...
— Cóż mi się mogło stać? Jestem dorosłą. Ale wrażenia straszne. Już od granicy począwszy... Warszawa...
Nagle rzuciła się do Waldemara, i chwytając go za ręce, zawołała z lękiem:
— Ale tu... tu!... Te strzały... W Romnach!... Waldy!.. jak to było?... To straszne!