Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Waldemara gnębiły obawy, aby pobyt w Rusłocku nie spaczył dobrych poglądów Bohdana. Uspakajał się jedynie tem, że oboje księstwo, zwłaszcza księżna, byli krańcowymi fanatykami swych pojęć zacofanych, zatem jak każda krańcowość nie mogli być niebezpiecznymi.
Ordynat rozmyślając, zanurzał się w niezgłębione cienie parku biało-czerkaskiego, w którym stuletnie drzewa tworzyły bezdenne otchłanie, pociągające ku sobie urokiem dziwnej tajemniczości. Mnóstwo drzew otaczało pałac, ramiona ich rozłożyste, poufałe opierały się na szarych murach, muskając wyniosłe okna.
Stare dworzysko tonęło w masie drzew, zlewając się z niemi w całość jednolitą i potężną. Sprawiało to wrażenie, że pałac i drzewa otaczające go, wyrosły razem i chyba razem przetrwają wieki.
Sztuki w Biało-Czerkasach nie było wiele, natomiast natura niesłychanie bujna, trochę dzika, lecz piękna. Splątane gąszcze róż polnych, kaliny i krzewy kolące leśnej azalji, która na wiosnę rozkwitła jaskrawo-żółtemi kielichami, odurza słodką, lecz mocną wonią i wzrostem dosięga człowieka, zwabiały do parku biało-czerkaskiego całe legiony ptaków. Niezliczone stada ich roznosiły jednolity krzyk, prawie nie milknący. Spotykało się tu pyszne okazy ptaków. Dziwnie były łaskawe, nie obawiały się ludzi, gospodarując śmiało wśród drzew, jak we własnem państwie.
Gdy w jesieni opadły liście, drzewa i krzewy wyglądały niby oblepione olbrzymiemi owocami, były to gniazda przeróżnych kształtów i wielkości.
— Do tej natury wspaniałej i do tych rojów ptasich potrzeba tylko Bodzia; tenby się cieszył — myślał ordynat.
Napotykając pierzaste kępy paproci, Waldemar zatrzymywał się w swej przechadzce i myślą sięgał w przeszłość:
— Miałem tu przyjechać... ze Stefcią, i ona kochała naturę, lubiła liście paproci, świętojańskie robaczki; takie mnóstwo ich świeci po nocach tu w tym parku. Nikt przy ich światełkach nie marzy, nikt nie kocha wśród tęsknych wieczorów. Natura tu żyje sama z sobą i tworzy coraz nowe cuda. Dla kogo? Czy zawsze tylko dla siebie?
Czy istotnie bywają takie miejsca przeznaczone na wieczną pustkę? Tak jak i pomiędzy ludzmi są osobniki, z tęsknotą