Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lisa, wilk — człowieka. Walka o byt potęguje się, żarłoczność rośnie i rozpoczyna mord.
Zima posiada odrębną psychologię; z jednej strony koi zmęczoną glebę, daje odpoczynek drzewom i roślinom, lecz wzamian szczuje na się twory żyjące, wywołując walkę inną już, ale zawsze walkę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W dużym pokoju stołowym w Bartniowie, po kolacji, siedzą wszyscy przy kominku i słuchają opowiadań starego dziadka o dawnych czasach. Pan Justyn pomimo sędziwego wieku mówi płynnie i ciekawie o rzeczach, które wyciskają gorące rumieńce zapału na twarzach młodzieży. Panny siedzą cichutko zapatrzone w trzaskający ogień, młodzieńcy są rozgorączkowani, błądzą myślami w atmosferze walk minionych i czynów bohaterskich. Tylko troje ludzi wśród dużego grona zebranych mniej przejmuje się opowiadaniem. Pan Artur bogaty przemysłowiec z Warszawy, niemłody już i pokaźnej tuszy, bardzo pewny siebie konkurent Krysi Bartniewskiej, przyjęty przez rodziców i prawie narzeczony. Wprawdzie Krysia ociąga z daniem stanowczego słowa rodzicom, ale pan Artur nazywa to pobłażliwie kaprysem panieńskim i jest spokojny o swoj zaręczynowy pierścień z brylantem, tak wielkim jak orzech: ilustracją jego majątku. Otóż pan