Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzą przepiórki, myszkują rude lisy, czające się na gęsi, których niezliczone pułki już podskubane pasą się na rżyskach i miedzach.
Umykają z pod nóg idącego Jurka strachliwe zające, gęsiory, już wypuszczone na paszę, syczą na chłopca groźnie, broniąc swych dam. Ale Jurek jakkolwiek ma strzelbę na ramieniu, nie jest niebiezpieczny. Idzie wolno i myśli. Upaja się oparami, chłonie w młode piersi aromat cudny, idący z obszaru łanów i jest rozmarzony, roztęskniony. Skończył chlubnie szkołę i dotąd nie wybrał sobie stanowiska, chce wstąpić do uniwersytetu, ale na jaki wydział?... Czem być w przyszłości?
Jurek czuje w sobie pęd do pracy intensywnej, do czynu niepospolitego, lecz przeciwnie do jakichś wyżyn intelektualnych do pomysłów nowych a konkretnych i ziszczalnych mocą energji. Działać! Oto jest pragnienie Jurka tak silnie tętniące, jak krew serdeczna tętni w głównej arterji życionośnej. Działać, być czemś mocno zarysowanem na świecie, być nie linijką, być linją widoczną niezaprzeczenie przez całe społeczeństwo, przez kraj cały. Dać z siebie dużo własnego ducha ludzkości, a duch ten wzmocnić i rozszerzyć na takie obszary, by pod jego skrzydła garnęły się tłumy spragnione, rozentuzjazmowane. Nabyć wiedzę i oddawać ją z procentem zyskanym przez praktykę.