Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w pannie Róży, lecz ostatecznie da się to zrobić. Tylko bez presji, moja droga mamo, bez presji.
Pani Adamowa przybrała wyraz twarzy surowy.
— Ociągać nie można — rzekła poważnie. — To jest panna wysokiego urodzenia, bardzo światowa, wybornie wychowana...
— Grubo przesadzona, konwencjonalna i... głupia. Nieznoszę takich lal zmanierowanych.
— Stasiu!
— No, przed mamą chyba mogę być szczerym? Pannie Róży, oczywiście, tego nie powiem.
— Ale... cóż ty wygadujesz?
— Mama sama doskonale to rozumie, że ta panna, którą mnie na żonę pasujecie, jest dobrym modelem przeciętnej panny na wydaniu, z przewróconą mózgownicą, z pretensjami, poszukującej męża z flotą i nazwiskiem. Oto i wszystko, co się o niej da powiedzieć. Mnie takie cnoty nie wzruszają; szukam duszy i szczerości w kobiecie.
— Jakto szukasz?
— Niech się mama nie przeraża. Właściwie już nie szukam. Decyduję się zostać małżonkiem panny Róży, lecz ideały moje są inne i te dla spokoju rodziny zachowuję w sercu. Pannie Róży na nic by się nie przydały, i do niej nie pasują. Moje marzenia, to nie ko-