Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na świat i ronią duszny zapach wiosenny, zapach, co wsiąkając w istnienia ludzkie, w nich znowu poczyna rozrost pragnień i pożądań niepojętych.
Przyroda śpiewa i dusze ludzkie śpiewają w tym bezchłannym chórze natury, co niesie się jak przedwieczna, nigdy nie skończona rapsodja, pełna czarów mistycznych, pełna rzewnych a podniosłych melodji.
Bujność jest w ziemi, bujność w powietrzu i w roślinach, i wśród zwierzęcych gmin.
Taka wrzawa dokoła, że zdaje się świat zbudził się ze snu i gorączkowo zaczyna gospodarować. Budzi ptaki, napełnia im piersi młodzieńczą werwą do życia, natchnienie potężne wlewa do serc wszystkim istotom żyjącym; uczucia rozsadzają, same piersi wydają z siebie śpiew, a żądza życia rwie naprzód, jak potok rozhukany. Wszystko w przyrodzie kipi, słychać niemal szelest rosnących traw i ziół, słychać szmery rozwijających się kwiatów i bulgot soków w tętnicach ziemi i war ukropu wewnętrznego, rozczynu, który do rostu pędzi i rozkazuje rozmnażać się, rodzić, aby ducha nie osłabić.
Więc wszystko, co żyje, rośnie i czuje, gna w górę, pręży się, bucha wszechmocą tworzenia.
Rozsypały się po lasach kwiaty, pola okryła ruń miękka, niby plusz cenny, niby młodzień-