Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Taki tobie dziewczyno trzeba za Maksyma — zapiszczała matka — on dobry chłopiec i bohaty, i na wojnu ne pijde bo sam odin u bat’ka.
Fedotka nic nie odpowiedziała, tylko w sercu jej szarpało boleśnie jakby je kto nożem rozraniał. Usiadła przy kołowrotku i jęła pilnie prząść. Na usta co chwila wybiegała jej piosenka o korowaju, ale nie chciała śpiewać bojąc się żartów brata i gniewu matki, może i ojca? Jak się dowiedział że Daniłko nie wróci będzie ją gwałtem zmuszał do wyjścia za Maksyma.
„Biednaż moja dola, biedna — szeptała dziewczyna, — a taki ne pijdu za nego choćby bat’ko bił i zabił, utopię się a nie pójdę.





III.

Późno już było bardzo. W chacie wszyscy spali, chłopcy pojechali z końmi na nocną paszę, tylko Fedotka zasnąć nie mogła. Przewracała się na tapczanie obok siostry, małej Nastki, ale oczu nie zmrużyła. Do uszu jej dolatywał monotonny huk rzeki, i poszum wiatru na gałęziach wiśniowego sadu.
W ciemnej chacie, głosy te potężniały, przybierając tytaniczne kształty. Fedotka nie spała, ogarniały ją majaczenia, że jest na wojnie razem z Daniłkiem i że to smoki ryczą chcąc