Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/013

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

partyi. Teraz, czatując w krzakach, powtarzał sobie w myśli.
— Ostatni raz, choćby mię potem zabili, ucieknę.
Obiecywał sobie nic nie mówić nikomu gdzie był, nie zdradzić towarzyszy, to i zemsty ich nie ściągnie na swoją głowę.
Przypomniał sobie że jednak do chaty, do rodzinnej wsi powracać nie może. Poznał by go pachciarz dworski i oddał do policyi, bo on z towarzyszami na niego napadał.
Felek zatrząsł się. Zawsze ogarniał go strach żeby nie być złapanym. Bał się zesłania na Syberję a najgorzej powieszenia. Żałował życia i chciał porządnie żyć.
— Ucieknę gdzie do fabryki, będę pracował, a potem napiszę do ojców, i jak mi pozwolą to przyletę im nogi ucałować — myślał Felek.
Tak go to ożywiło, że zapomniał gdzie jest. Ręką przetarł czoło mokre od potu i zawołał głośno z radością.
— O Boże! Boże! uratuj.... żeby to już prędzej!...
— Czyś ty się wściekł? — zawołał Cygan — czego tu krzyczysz.
— Widzisz go „dzieciątko“! Boga woła do pomocy, niańki mu potrzeba — dodał Makar gniewnym głosem.