Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

expropriatorem. Ale Felek dobrze czuje że to łamane — przezwisko, to poprostu to samo co złodziej. I on już kradł z towarzyszami, rozbił dwa monopole, potem ukrywał się cały miesiąc po lasach. Okradli razem dziedzicowego kasjera jak wracał z pieniędzmi i na pachciarza napadali. Hej, siła rzeczy zrobili już, ale Felek nie zabił jeszcze człowieka. Raz widział jak Bąk zamordował żyda i do śmierci tego nie zapomni. Teraz znowu czatują na bogatego kupca, który będzie wracał z miasta z pieniędzmi. Tego kupca Felek znał, on handlował z dziedzicem, nawet u ojca był w chałupie kupując zboże. Felek wzdrygał się na myśl nowego rozboju, może nowego mordu? Krew mu krzepła w żyłach. Nie mógł się przyzwyczaić do bandyckiego życia. Ciągłe miał wyrzuty sumienia; ciągle mu w duszy szeptało „wróć do swoich — porzuć tę robotę“.
Już kilka razy chciał uciekać, ale bał się towarzyszów. Oni żartowali z niego, nazywając „dzieciątkiem“, ile razy był smutny czy zamyślony. Felek wiedział że jakby uciekł, zabili by go, w obawie aby ich nie zdradził.
Felek męczył się, a nie widział sposobu ucieczki. Miał już dość napadów, rabunków i mordów. Młode serce wypełniła mu gorycz, żal do samego siebie, że się dał wciągnąć do