Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —

Usiadłszy przy nim, wzięła książkę i głosem słodkim czytać poczęła bajkę, która była zatytułowaną. „Wilk i jagnię“. Artur powtarzał za nią słowa i zdania.
Przeczytawszy bajkę trzykrotnie, podała książkę Arturowi, mówiąc mu, aby się teraz sam uczył i oddaliła się w głąb statku.
Artur zabrał się zaraz do odczytywania bajki. Z miejsca, w którem stałem, widziałem dokładnie poruszenia jego warg.
Widocznem było, że uczył się pilnie. Ale nie trwało to długo. Wkrótce oderwał oczy od książki; wargi jego poruszały się coraz wolniej, aż wreszcie całkiem poruszać się przestały. — Już nie czytał i nie powtarzał.
Jego oczy, błądzące tu i tam, napotkały się z mojemi.
Wtedy odezwał się do mnie:
— Nie mogę, a jednak chciałbym się nauczyć.
Przybliżyłem się.
— Ta bajka nie jest jednak trudną, — rzekłem.
— O tak, bardzo trudna!
— Mnie się wydaje łatwą. Słyszałem, jak ją twoja mamusia czytała i zdaje mi się, że ją spamiętałem.
Uśmiechnął się z niedowierzaniem.
— Chcesz, to ci ją opowiem?
— To jest niemożliwem.
— O nie, to jest możliwem. Chcesz, to spróbuję, weź książkę.
Zacząłem opowiadać bajkę, przy której zaciąłem się tylko trzy czy cztery razy.
— Jakto, ty ją umiesz! — zawołał.
— Niezbyt dobrze, ale teraz sądzę, że przepowiem ją bez błędu.
— W jaki sposób nauczyłeś się jej?
— Słuchałem, jak twoja mamusia tę bajkę czytała, ale słuchałem z uwagą, nie rozglądając się naokół.
Zaczerwienił się i spuścił oczy ze wstydu. Po chwili zaś rzekł: