Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

rego był bardzo kontent, to jest pieska Kapi. Ale Kapi już się zestarzał i pan Żoliś chce innego służącego. Kapi obiecuje przyprowadzić mu innego na swoje miejsce, ale już nie psa, tylko chłopca imieniem Remi.
— Jakto mnie?
— Tak, ty masz przybyć ze wsi, by wstąpić w służbę do Żolisia.
— Małpki nie mają służących.
— W komedyjkach mają. — Ty przybywasz i pan Żoliś uważa, że wyglądasz na bardzo głupiego.
— To nie jest w cale zabawne.
— A jednak to pobudzi widzów do śmiechu. Wyobraź sobie zresztą, że rzeczywiście przybywasz na służbę do pana, który każe ci nakryć do stołu. Otóż właśnie stoi tu stolik, którego użyjemy do naszego przedstawienia. Wysuń go i nakryj.
Na stole stały talerze, szklanka, nóż, widelce i bielizna stołowa.
Co miałem z tem uczynić?
Zadając sobie to pytanie, stałem z wyciągniętemi ramionami, pochylony naprzód, z ustami otwartemi, nie wiedząc, jak się wziąć do tego.
— Brawo, — zawołał Witalis, śmiejąc się do rozpuku i klaszcząc w ręce. Doskonale! Chłopiec, którego przed tobą miałem, robił minę sprytną, jakby chciał powiedzieć: Zobaczycie, jak dobrze wszystko zrobię. Twa naiwność jest właśnie podziwienia godną.
— Kiedy ja nie wiem, co mam robić.
— Właśnie dlatego grasz doskonale. Jutro, lub za dni kilka będziesz dokładnie wiedział, co masz czynić i wtedy, gdy się już dobrze wćwiczysz, trzeba ci będzie może nieraz przypominać, byś udawał to zmieszanie i ambaras, jakiego teraz doświadczasz. Jeżeli zawsze twoje miny i twoja postawa będą tak świetne, to przepowiadam ci największe powodzenie.
Komedyjka nie była długą. Przedstawienie trwało tylko dwadzieścia minut; lecz ćwiczyliśmy tę komedyj-