Strona:Hektor Malot - Bez rodziny.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   112   —

aby mnie posądzano o żarłoczność i odpowiedziałem, że już wczoraj nie jadłem obiadu.
— A śniadania?
— Tak samo nie jadłem.
— A twój mistrz?
— On także nic nie jadł.
— A więc umarł nietylko z zimna, ale i z głodu.
Zupa dodała mi sił. — Podniosłem się, by odejść.
— Dokąd chcesz iść? — zapytał ojciec.
— Odejść precz.
— Do kogo?
— Nie wiem.
— Czy masz jakich przyjaciół w Paryżu?
— Nie.
— Ludzi z twoich stron?
— Nikogo.
— Gdzie jest twe mieszkanie?
— Nie mieszkaliśmy nigdzie; przybyliśmy wczoraj.
— Co chcesz robić?
— Grać na harfie, śpiewać moje piosenki i w ten sposób zarabiać na życie.
— I to tu w Paryżu? Zrobiłbyś lepiej, gdybyś powrócił w rodzinne strony do twoich rodziców. — Gdzie oni mieszkają?
— Nie mam rodziców.
— Mówiłeś, że ów starzec z białą brodą nie jest twym ojcem.
— Nie mam wcale ojca.
— A matka?
— Nie mam matki.
— Lecz masz zapewne wuja, ciotkę, lub kogo z krewnych.
— Nie, nikogo.
— Skąd pochodzisz?
— Mój mistrz kupił mnie od męża mej żywicielki. ...Państwo byliście dobrzy dla mnie; dziękuję wam za to z całego serca i jeżeli sobie życzycie i was to za-