Strona:Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tych praw zamierza mój przyjaciel Harold Sirrings skorzystać i domagać się powrotu doń jego małżonki, którą jest właśnie Pani, Czcigodna Lady Demelson.
Za kilka dni zamierza małżonek Pani wystąpić o swe prawa.
Oczywista, że nie wierzy Pani mym słowom. Dlatego też załączam fotografię, dokonaną przed dwoma tygodniami w Nowym Jorku.
Stwierdzi z niej Pani, Czcigodna Lady, że Harold nie zmienił się w ciągu tych dziesięciu lat. Te same lata, które sprawiły, że uroda Pani stała się jeszcze bardziej olśniewająca — spowodowały tylko nieznaczną zmianę w powierzchowności Jej małżonka.
Jak dotąd, panowało powszechne przekonanie, że Harold zwarł, wskutek upadku z konia.
Stało się jednak zupełnie inaczej. Mąż Pani, wałęsający się po najokropniejszych spelunkach, opuszczając jedną z nich którejś nocy, już nad ranem — wdał się w bójkę z kilku marynarzami. Na ulicy, niedaleko szynku znaleziono ciało człowieka, odzianego w garnitur identyczny jak ten, który nosił Harold. Twarz, posiniaczona i z wielką blizną była nie do rozpoznania.
Władze policyjne nie miały pewności, czy denatem był Harold Sirrings do chwili, w której nie stwierdzono znaku szczególnego, z jakiego mąż Pani, Czcigodna lady, był znany powszechnie.
Tym znakiem szczególnym była wytatuowana na prawym ramieniu Harolda KOTWICA w GWIEŹDZIE.
Taką wytatuowaną kotwicę w gwieździe ustalono na prawym ramieniu pani małżonka.
Jego identyczność została w tych warunkach ustalona bezspornie i została Pani wdową.
Bajeczkę o upadku z konia wymyślono dla dobra rodu Sirrinsów. Nie wypadało bowiem, aby tak wysoko urodzony człowiek zginał jak opryszek w ulicznej rozprawie nożowej.
Ale teraz szczegóły zupełnie Pani nieznane.
Zdawałoby się, że owego znaku na ramieniu nie może nosić nikt inny, jak tylko Harold Sirrins.
Ale tak nie było. Harold i jego przyjaciel z czasów studenckich, odbywający wspólnie podróż do Nowej Zelandii — tam właśnie polecili sobie sporządzić w tym samym miejscu ramienia przez tego samego „artystę“ identyczne rysunki. Miał to być widomy znak ich przyjaźni.
Obaj przyjaciele skończyli marnie, ale ów były student z Cambridge spadł jeszcze niżej, niż mąż Pani: stał się zupełnym nędzarzem. Nie widzieli się obaj przez lata całe i oto teraz spotkali się w owej spelunce.
Harold Sirrins był skłonny do wylewności i umiał być wspaniałomyślnym. To też wprost zdjął ze siebie ubranie i dał je swemu przyjacielowi, a sam posłał dla siebie po inne.
Podejmował swego przyjaciela serdecznie i upił go do nieprzytomności.
Sam również mocno podchmielony, opuścił wreszcie szynk jeszcze przed ową bójką.
Nazajutrz rano, gdy się przebudził w innej spelunce — dowiedział się z pism, — że został zamordowany.
Harold był z tej wiadomości bardzo zadowolony. Ubawiła go serdecznie i od razu sobie powiedział, że ją wykorzysta, aby stać się „żywym trupem“ — t. j. aby żyć, będąc oficjalnie uznanym za zmarłego.
Harold miał wielkie długi; wierzyciele nie dawali mu spokoju. Skwapliwie tedy skorzystał, aby się im wymknąć; pod przybranym nazwiskiem wyjechał do Australii, przebywał tam lat kilka, po czym osiedlił się w Ameryce, gdzie był zamieszany w sprawy bardzo brudne. Proszę mi darować, że nie taję przed Panią i tego bardzo bolesnego dla Niej szczegółu: otóż mąż Jej, wmieszany w aferę oszukańczą, został w Ameryce skazany na karę więzienia. Dopiero niedawno karę tę odcierpiał. Odnalazł mnie i we dwójkę zastanawialiśmy nad tym, co ma uczynić. Doszliśmy wreszcie zgodnie do wniosku, że jedynym jego ratunkiem, będzie... powrót do Anglii, powrót do życia i powrót do Pani. Harold udowodni światu, że na poprawę nigdy nie jest za późno.
Domyślamy się, że takie wyjście jest dla Pani, mówiąc bez obsłonek, ciężkim ciosem. Nie zależy Pani na pewno na tym, aby wrócić do dawnego życia u boku Harolda.
Postanowiliśmy dać Pani przeto szanse: jeśli Pani zależy, aby nikt się o tym nie dowiedział, a przede wszystkim, aby i mąż Pani nie został wtajemniczony, że ma żonę bigamistkę — zechce Pani przekazać na moje nazwisko odwrotnie pięć tysięcy funtów.
Tylko w ten sposób uniknie Pani zjawienia się Harolda w Londynie. W przeciwnym razie, mąż Pani znajdzie się za tydzień w stolicy i da o sobie i swej sprawie znać przez ogłoszenie w dziennikach.
Zechce przyjąć Pani, Czcigodna Lady Demelson, wyrazy poważania
Charles Beskins“.

Wielki detektyw

Przeczytawszy ten list Ewelina Demelson zbladła jak płótno. Pierwszą jej myślą — było samobójstwo. Potem przemyśliwała nad ucieczką.
— Zginęłam, — łkała ciężko. — Śmierć byłaby mi milsza, niż powrót Harolda... Nie przeżyję tej hańby...
Załamywała ręce, zagryzała wargi i płakała, nie widząc żadnego wyjścia z tej strasznej sytuacji.
Nagle uspokoiła się.
— Jest tylko jeden, jedyny człowiek w Londynie, który mi może pomóc, — rzekła do siebie półgłosem. — Zadzwonię do niego. Obym tylko zastała Harry Dicksona w domu. Nie zataję przed nim niczego, jemu zwierzę się ze wszystkiego...
Drżącą ręką ujęła lady Demelson słuchawkę i nakręciła numer.
— Hallo!... Czy Mr. Harry Dickson?
— Tak jest. Z kim mam zaszczyt?
— Lady Ewelina Demelson. Czy zechciałby mnie pan odwiedzić, Mr. Dickson. Chodzi o sprawę niecierpiącą zwłoki.
— A czy tą sprawą nie jest jakiś pierścionek zaginiony, który się za godzinę znajdzie?...
— Nie, mr. Dickson. Ta sprawa — to dla mnie kwestia życia.
— W takim razie — już idę.
— A może, aby czasu nie tracić, spotkalibyśmy się przy rogatce Św. Jana?
— Proszę bardzo.
Po dwudziestu minutach Dickson zajął miejsce w wozie lady, czekającej już nań przy rogatce.
Blada i wylękniona opowiedziała detektywowi półgłosem o wydarzeniach, jakie się przed dwiema godzinami rozegrały, a które groziły tak strasznymi w jej życiu następstwami.