Strona:Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Tajemnica grobowca

Wielka limuzyna zatrzymała się przed wrotami parku, okalającego pałac Sirrinsów. Z wozu wysiadła Ewelina Demelson i smutnym okiem powiodła wgłąb parku, którego zniszczenie i zaniedbanie rzucały się już na pierwszy rzut oka.
Piękna ta i jeszcze młoda dama odziana była w ciemne szaty. Była dziś dziesiąta rocznica śmierci jej pierwszego męża, i Ewelina Demelson przybyła tutaj, aby na jego grobie, jak co roku, złożyć wiązankę kwiatów.
Od siedmiu lat była już ona żoną lorda Demelson — jednego z najbogatszych i najszlachetniejszych ludzi w Anglii.
Z opuszczona głową kroczyła lady Ewelina przez aleję parku.
Jakże ciężkie były owe niespełna dwa lata, w ciągu których była żoną Harolda Sirrinsa!... Gdy los zwolnił ją od współżycia z tym człowiekiem i zerwał małżeństwo od początku nieszczęśliwe — opuściła ten dom i ten park czym prędzej i odtąd tylko raz do roku wracała w ten strony, aby na nagrobku swego pierwszego męża złożyć kwiaty.
Posiadłość przeszła w ręce bratanka zmarłego — Mateusza Sirrinsa, człowieka równie rozrzutnego i lekkomyślnego, jak i jego stryj Harold. Piękny majątek był w zaniedbaniu i całość chyliła się wyraźnie ku ruinie.
Na uboczu, oddzielony od parku tylko niewielkim parkanem, stał mały kościółek. Tutaj spoczywały zabalsamowane ciała Sirrinsów.
Właśnie do tego kościoła zmierzała teraz piękna lady Ewelina Demelson.
Zakrystian Belling, uprzedzony o tej dorocznej wizycie, czekał na lady na progu świątyni,
Z rąk lokaja, który kroczył za swą panią w odległości kilku kroków, dźwigając duży wieniec — wzięła lady kwiaty i zwróciła się do służącego głosem pełnym słodyczy:
— Proszę wrócić do wozu, zaraz tam będę.
Zakrystian skłonił się nisko byłej dziedziczce tych dóbr.
Lady Ewelina zeszła do krypty. Stały tu sarkofagi z kamienia i metalu.
Nie wiele było nagrobków, jak na ród liczny i jak na setki lat istnienia tej krypty. Ale Sirrinsanowie byli zawołanymi podróżnikami, niespokojne były z nich duchy i kości ich spoczywały pod różnymi szerokościami geograficznymi.
Z ciężkim westchnieniem zbliżyła się lady Demelson do grobowca męża. Złożyła ręce i gotowała się do modlitwy za spokój duszy tego człowieka, który był powodem tylu jej udręk i zmartwień.
Nagle cofnęła się przerażona!
Czyżby ją wzrok mylił?...
Z zapartym oddechem pochyliła się nad sarkofagiem...
Nie, nie myliła się. Grobowiec był pusty! Przez szkło w jego bokach nie było widać zabalsamowanego ciała. Ogarnęła ją teraz trwoga śmiertelna. Wybiegła z krypty aby zaalarmować zakrystiana.
Ale w ostatniej chwili zawahała się.
Wiedziała dobrze, że prócz zakrystiana Bellinga, tylko Mateusz Sirrings posiadał klucz do otwierającego się, jak wszystkie tutaj sarkofagi.
Instynkt jakiś mówił młodej kobiecie, że nie powinna powierzać tej tajemnicy Mateuszowi. Nie miała do niego zaufania i nie wierzyła w jego życzliwość
Złożyła kwiaty na sarkofagu, udając, iż nie zauważyła niczego i czym prędzej opuściła kryptę.
Wizyta ta nie była ani dłuższa, ani krótsza od innych z lat poprzednich. To też Belling nie widział w tym nic dziwnego, że lady Demelson po kilku minutach znalazła się znów przed samochodem.
— Do domu! — rzuciła do szofera.
Droga od posiadłości Sirringów do miasta nie trwała dłużej niż pół godziny. Nareszcie byli już w domu! Nareszcie będzie mogła zebrać myśli w spokoju i zastanowić się co czynić.
Zaledwie przekroczyła próg swej gotowalni — piękna kobieta dojrzała list, leżące na komodzie
Nosił on stempel pocztowy z Londynu i brzmiał jak następuje: „Czcigodna Lady Demelson!
Mam do spełnienia zadanie, które niewątpliwie nie sprawi pani radości. Niestety — ciężki obowiązek zmusza mnie do nie ukrywania ciężkiej dla Pani prawdy.
Oto ona, w dwóch słowach: małżonek Pani, pierwszy małżonek — Harold Sirrings, którego od lat dziesięciu uważała Pani za nieżyjącego — jest zdrów, żyje i choć mu los wiele dóbr poskąpił ale nie odebrał mu praw wolnego obywatela Anglii. Z