Strona:Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy zakrystian nie pytał o pana, nie przychodził wcale?
Harry Dickson dobrze sobie to pytanie zanotował. Gensbury dziwił się, że jeszcze nikt nie zauważył braku ciała w sarkofagu. Niepokoiło go to widać poważnie.
— Nie, proszę pana, zakrystian nie przychodził. Gensbury skierował się ku palarni. Gdy mijał hall, zatrzymał się przy kominku, na którym płonęły głownie, wyjął jakiś list z kieszeni i wrzucił go, po czym szybko poszedł dalej.
Lokaj Ben, szybki jak błyskawica, schylił się i wyjął list z ognia.
Adresowany był do Beskinsa, autora pierwszego listu z pogróżkami. List był podpisany inicjałami: E. D.
Detektyw zmarszczył czoło.
— Nie umiała się opanować, — rzekł do siebie. — Pożałuje tego. Bo szantażystę ta suma rozzuchwali i zachęci do nowych żądań... A Gensbury jest w stosunkach z owym Beskinsem... A może nawet jest sam tym szantażystą?...
Na to pytanie trzeba było znaleźć odpowiedź jak najprędzej.
Detektyw starał się dowiedzieć czegoś w tej mierze z rozmowy dwóch przyjaciół.
Ale prócz tego, żed owiedział się, iż Gensbury bywa w szynku „Pod Holenderskim Tulipanem“ — więcej mu się ustalić nie udało.
Popołudniu lokaj Ben Mill zwolnił się na kilka godzin.
Tom Wills sygnalizował, że komisarz, któremu podlegał rejon, obejmujący majątek Sirrinsa, kilkakrotnie dopytywał się o detektywa.
Przybrawszy swój zwykły wygląd — Dickson bezpośrednio udał się na posterunek policji, gdzie złożył meldunek.
Dyżurny w komisariacie przyjął detektywa z jeszcze bardziej wyniosłą miną niż poprzednio.
— Pan komisarz już czeka na pana.
Brzmiało to, jak nie bylejaka groźba.
Komisarz, dobry znajomy Dicksona, również przyjął go bardzo ozięble.
— Możebyśmy obejrzeli sarkofag, chce pan?
— Z milą chęcią, kolego. Ale co się stało?
— Przekona się pan na miejscu, — odparł ostro komisarz.
Po kilku chwilach byli już na miejscu. Było ciemno, z czego był detektyw rad bardzo. Możliwość rozpoznania go była w tych warunkach równa zeru.
Gdy schodzili po schodach do krypty, komisarz zagadnął Dicksona:
— Ma pan lampkę?
— Oczywista.
— Więc sam pan sobie poświeci.
Dickson wzruszył ramionami. Postanowił nie reagować na zły humor komisarza.
Byli przy grobowcu Harolda Sirrinsa. Z lampką w ręku pochylił się detektyw nad sarkofagiem. Detektyw, zawsze opanowany, tym razem nie umiał się pohamować i z piersi jego wydarł się lekki okrzyk:
— Ciało jest na miejscu! Przecież to nie do wiary!
— A tak. Jest na miejscu, — gniewał się komisarz. — Nie do wiary był pański meldunek, Mr. Dickson, a nie fakt, że ciało w zamkniętym sarkofagu leży jak leżało. Ja przynajmniej w tym fakcie nie widzę nic niezwykłego!...
Detektyw już otwierał usta, aby ostro powiedzieć komisarzowi co o nim myśli ale w ostatniej chwili opanował się. Jasną przecież było rzeczą, że pozory przemawiały przeciwko niemu,..
— Może mi pan wierzyć, albo nie, ale tego ciała, owiniętego jak mumia egipska w tym miejscu nie było. Ktoś je wyjął z grobowca i teraz włożył z powrotem na miejsce.
— Bajki! Nie uwierzę w to nigdy. Niech mi pan tego dowiedzie!
— Prosiłbym pana o większy kredyt choćby dla mego nazwiska, komisarzu.
Detektyw pochylił się nad zwojami płótna.
— Nie widzi pan w tym nic nadzwyczajnego?
— W czym, mianowicie?
tutaj brak kawałka zwoju?... Nie widzi pan tego?
— Nie widzę, bo to jest bez naczenia. Taki opatrunek na całe ciało może się przecież w jednym miejscu podrzeć, nie uważa pan?
— Nie uważam, panie komisarzu. Moim zdaniem ktoś, kto posiada klucz od krypty wydał go przestępcy, który dla swoich zbrodniczych celów, wyjął ciało z grobowca. W grę wchodził Mateusz Sirrins i lady Demelson. Mateusz Sirrins! Mam dane, aby się na tym nazwisku zatrzymać. Powiedziałem panu aż za dużo. I mam nadzieję, że pan będzie wiedział co czynić, ja ze swej strony również nie zaniedbam niczego. Dobranoc panu!

W domu zastał Harry Dickson pismo od lady Eweliny, treści następującej:
„Szanowny i drogi Panie!
Oszaleję chyba, jeśli mi Pan nie przyjdzie z pomocą. Dostałam nowy list od Ch. B. Muszę się przyznać, że nie bacząc na zakaz Pana, wysłałam temu człowiekowi 100 funtów. Pieniądze otrzymał i teraz żąda reszty jeszcze bardziej natarczywie, niż przed tym. Tamten grozi skandalem, a mąż coraz energiczniej dopytuje się co mi dolega i ma do mnie słuszny żal, że coś przed nim ukrywam. Gdy się dowie prawdy — chyba targnie się na swe życie. Co czynić?...
E. D.“.
Harry Dickson odpisał na ten list krótko:
„Działam i rezultat końcowy nie da na siebie czekać“.
H. D.
Tom Wills pobiegł z listem.
— A teraz trzeba się będzie przygotowywać do odwiedzin gospody „Pod Holenderskim Tulipanem“. To diablo niebezpieczna dziura. Trzeba się będzie mieć na ostrożności. Weźmiemy tedy ze sobą rewolwer — to raz, parę kajdanów — to dwa i tych parę buteleczek, to trzy. Oddały mi już nie raz one poważne usługi. Mam nadzieję, że i tym razem mi się przydadzą.

Jankes Charlie

Złotowłosa Gilda była pierwszą osobą, jaką Harry Dickson, dobrze ucharakteryzowany, ujrzał od proga w knajpie „Pod Holenderskim Tulipanem“. Widać było, że i ten lokal był w kręgu zainteresowań nie tylko doktora Gensbury, ale i jego znajomej — Gildy.
Harry Dickson miał w głowie cały album przestępców londyńskich. Jako autora listów do lady