Strona:Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wczoraj wieczór, tuż przed północą od naszych kolegów Bunker i Law, adwokatów z City.
Jeżeli pan się zdecyduje otrzymamy zaliczkę w wysokości czterech tysięcy funtów.
— Ależ, komu do licha zależy na tym, abyn zamieszkał na tym pustkowiu?
Adwokaci wzruszyli ramionami.
— My nic niewierny, a Bunker i Law muszą zachować zawodową tajemnicę.
— Ułożyliśmy się z pańskimi dłużnikami, aby pozwolili panu odjechać do „Cat-rock“ na jachcie „Ptarmingan“.
— A więc i ten jacht — zauważył młody człowiek z goryczą, — nie należy już do mnie i wkrótce dostanie się w ręce komornika.
Wzrok jego padł na srebrną tacę, na której leżała poczta poranna. Prospekty, zaproszenia, listy od przyjaciół, prośby o pieniądze, oferty szarlatanów i między nimi ordynarna koperta, cała usiana kleksami. Poznał ją od razu.
— To list od Sulkey’go. Sądzę, że zechcecie panowie zapoznać się z jego treścią.
Mr. Smiles otworzył kopertę, a Mr. Corming czytał list przez ramię swego towarzysza.
Kiedy skończyli lekturę, na twarzach ich jak zwykle spokojnych, odmalował się wyraz zakłopotania, niepokoju a równocześnie niedowierzania.
— Przeczytam go jeszcze raz głośno — zaproponował Mr. Smiles. To nam ułatwi późniejszą dyskusję:
„Szanowny i Czcigodny Panie!
Muszę Pana powiadomić, że już po raz piąty, wraca to, co nie ma imienia i rozsiewa grozę w zamku na wyspie. W domu są pogaszone wszystkie ognie i wszystkie światła, w korytarzach słychać niesamowite krzyki. Wysoko, na wieży ukazuje się olbrzymie monstrum, tak wielkie, że dotyka chmur. Boimy się okropnie. Jeszcze straszniejszy jest fakt, że znów znaleziono na wybrzeżu trupy trzech rybaków. Nie można było patrzeć na ich twarze. Umarli ze strachu przed „tym, co nie ma imienia“. Z dawnych czterdziestu mieszkańców zostało teraz tylko dwudziestu siedmiu. Ci biedacy którzy pozostali, myślą o emigracji na inną wyspę, albo do Orcades.
Wydaje się nam, że to „coś“ ma jakiś związek z kobietą, która przyszła do nas z morza i dlatego pytamy co z nią zrobić? Nie wiemy co o niej myśleć. Jest miła i spokojna, chociaż niespełna rozumu. Mówi mało, ale śpiewa tak pięknie, że chciałoby się płakać słuchając jej.
Statek, który co miesiąc przybywa z Glasgow i przywozi nam żywność, przyjechał. Władze robią wszelkie możliwe wysiłki, aby się dowiedzieć, kim ona jest. Jeden z oficerów okrętowych sfotografował ją, wobec czego przesyłam Panu jej portret.
Pytamy wielce szanownego i czcigodnego Pana czy mamy jej w dalszym cigu udzielać gościny na zamku. Może demon morza upomina się znów o swoją zdobycz, ale my nic nie zrobimy bez Pana rozkazów.
Oddani słudzy: Maple Sulkey, Mac Loggan i „X“ za Pollocka, który nie umie pisać.
Adwokaci spojrzeli z przerażeniem na swego klienta.
— Co oni mówią o tej kobiecie, która przyszła z morza? — zapytali.
— Opowiem wam tyle, co sam wiem w tej sprawie, — odparł Dorrington.
— Minął rok od straszliwej burzy, która porozsiewała rozbitków na wybrzeżach Atlantyku — rozpoczął swą opowieść. — Rybacy mieszkający na północnych krańcach „Cat-rock“ znaleźli któregoś dnia na mieliźnie łódź ratunkową „bez jakiejkolwiek nazwy. Znajdowała się w niej kobieta, w stanie zupełnego wyczerpania. Przywrócono ją do życia i dano schronienie na zamku. Nie udało się wydobyć od niej ani jednego słowa wyjaśnienia Jak się okazało, straciła ona rozum. Z rozkazu królewskiego jestem panem tej wyspy. Utrzymanie na niej ładu i porządku należy do mnie. Tajemniczą kobietę pozostawiłem przeto pod opieką moich strażników. Ale od czasu, kiedy jest ona na wyspie, dzieją się tam niesamowite rzeczy...
— A może ona sama, pozwala sobie na takie... żarty? — zapytał Mr. Smiles.
— Harvey Dorrington potrząsnął żywo głową.
— Nigdy się tym specjalnie nie interesowałem, ale wiem dość, aby panu zaprzeczyć Kazałem ją mieć na oku. Ale w tej chwili, gdy duchy i strachy oznajmiają swą obecność, ona siedzi przeważnie przy kominku z oczami utkwionymi w płomieniach, pogrążona w myślach, jeżeli ta istota w ogóle myśli.
Mr. Corming w zamyśleniu obracał w palcach list, gdy nagle wypadł z niego mały kartonik. Podniósł go i obejrzał.
Z ust jego wyrwał się okrzyk zdumienia.
— Boże! Spójrzcie na tę twarz!
I wręczył Dorringtonowi oraz swemu koledze fotografię kobiety, która „przyszła z morza“.
Odpowiedziały mu dwa nowe okrzyki zdumienia.
Nigdy chyba żaden aparat fotograficzny nie „uchwycił“ tak niezwykłej piękności.
Twarz nieznajomej miała idealnie klasyczne rysy, wielkie ciemne oczy przykuwały siłą swego wyrazu, a pod zwykłą grubą suknią rysowało się piękne i zgrabne ciało.
Harvey Dorrington zbladł.
— Boże! Mój Boże! — szeptał w ekstazie, mając wzrok utkwiony w cudownym portrecie.
— Sądzimy, że teraz przyjmie pan propozycję Bunker’a i Law’a? — zapytali adwokaci mrużąc znacząco oczy.
Harvey Dorrington ocknął się jak ze snu.
— Tak — Pojadę tam!
— Ha, młodość! — szepnął Mr. Smiles unosząc się z fotelu.
— Młodość jest piękna! — dodał z westchnieniem jego towarzysz.
— Przysiągłbym, drogi Allanie — powiedział Mr. Smiles z pobłażliwością, — że gdybyś znalazł się na miejscu tego młodego człowieka, pojechałbyś również na tę wyspę, zapomnianą przez Boga.
Mr. Corming odpowiedział namiętnie:
— Naturalnie, że pojechałbym! Przysięgam, że pojechałbym! A teraz zapamiętaj to sobie Bunny:
Ta kobieta jest syreną.
— Słuchaj Bunny! Nie zrozumiałeś mnie. Chcę znaleźć dla Sir Harvey’a towarzysza inteligentnego, nieustraszonego i uczciwego. Gdyby tak wyznaczyć nagrodę A może... Harry Dickson?
Mr. Corming nie pozwolił dokończyć mu zdania, rzucił mu się na szyję i gorąco uściskał.
— Brawo! Cudownie pomyślane, stary przyjacielu! Natychmiast musimy odszukać Harrego Dicksona. Sądzę, że jest dosyć tajemniczości w tej