Strona:Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
WYSPA GROZY
Dziwna deska ratunku

Harvey Dorrington upuścił list, który przed chwilą otrzymał. Już teraz, przed otwarciem koperty, domyślał się jego treści. Dotychczas otrzymał cztery, czy pięć podobnych. Przede wszystkim cała ta sprawa zupełnie nie interesowała go. Cóż mogła go obchodzić „Cat-rock“, ta mała skalista zagubiona wyspa z archipelagu Hebrydów, o powierzchni zaledwie kilku mil kwadratowych. To prawda, że należała do niego. Odziedziczył ją po matce, która pochodziła z rodu Duncan. Tak, „Cat-rock“ zawsze należała do Duncanów. Ładna historia.
Widział ją tylko z daleka, z pokładu swego wspaniałego jachtu „Ptarmigan“, podczas wycieczki morskiej do Szkocji. Kiedy ją ujrzał po raz pierwszy, wynurzającą się z zasłony mgieł, przyczajoną na wodzie, przysiągł sobie, że nigdy jego noga nie dotknie tej ziemi.
Kiedy zeszłego roku głęwny dozorca, Sulkey, (ten, który mieszkał w zamku Dunkanów) napisał mu, że „dzieje się coś niesamowitego na wyspie“, Dorrington nie zadał sobie nawet trudu, aby mu odpisać.
Następny list, który przybył w dwa miesiące później spotkał ten sam los. To samo stało się i z trzecim... Harvey wreszcie zdenerwował się i kazał odpowiedzieć przez swego sekretarza, aby Sulkey sam sobie radził z duchami i strachami, gdyż za to mu się płaci.
Tymczasem dziś, wszystko nagle się zmieniło.
Harvey Dorrington, jeszcze wczoraj niesłychanie bogaty, obudził się, jako człowiek zupełnie zrujnowany, bez grosza w kieszeni.
Z samego rana przyjął swych adwokatów, panów Smilesa i Corminga, którzy ze łzami w oczach przyznali się do tego, że przez swe szalone spekulacje akcjami kopalń złota w Wenezueli i źródeł naftowych w Yuccattanie, prawie doszczętnie zniszczyli jego olbrzymie dziedzictwo.
— Do diabła — zaklął Dorrington, — ale moje akcje kopalni radu w Helpers zdołają chyba pokryć te straty!
— Obawiamy się, że nie. — jęknęli obaj prawnicy.
— Zdaje się, że obaj powariowaliście!
— Wolelibyśmy, aby tak było! Ale w tej chwili, ta firma...
— Mówcie, do licha o co chodzi! Czego siedzicie i trzęsiecie się jak w febrze?
Dwaj wspólnicy utkwili wzrok pełen wyrzutu w twarzy swego niepohamowanego klienta i odpowiedzieli cicho:
— Ta firma zbankrutowała. W aktywach nie mają ani jednego grosza. Pokłady radu w Mezopotamii istniały tylko w wyobraźni, a Helpers zwiał z resztą gotówki.
— A więc, jeżeli dobrze rozumiem, nie mam już nic?
— Hm, tak... a raczej nie. Przecież zostaje panu „Cat-rock“.
Harvey Dorrington wybuchnął dzikim śmiechem
— „Cat-rock“! Któż mi zechce za nią dać choćby 3 funty?
Mrs. Smiles i Corming przytaknęli głowami.
— Suma pana długów jest...olbrzymia. Banki już dziś położyły areszt na pana majątku.
— I zostawiają mi tylko „Cat-rock“? Niech sobie ją wezmą razem zresztą!
Adwokaci żywo zaprzeczyli
— Niemożliwe, sir, wyspa ta jest nietykalna ze względu na nadany jej niegdyś przywilej królewski. Może pan być najbiedniejszym z żebraków, a jednak zawsze panem na „Cat-rock“.
— Jesteśmy upoważnieni do tego, aby oznajmić panu, że jeżeli zechce pan osiedlić się na tej wyspie, to otrzymywać będzie pan rocznie cztery tysiące funtów. To pozwoli panu na tryb wielkopański, tym bardziej, że nie ma tam na co wydawać pieniędzy.
Dorrington popatrzył na swych rozmówców z nieukrywanym zdumieniem.
— Cóż to za żarty?
— To nie żart. Otrzymaliśmy tę propozycję