Strona:Harry Dickson -01- Wyspa grozy.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tyle silnej woli, że potrafi przez kilka miesięcy nie wyrzec ani jednego słowa W tym czasie wyspa staje się terenem najbardziej niesamowitych wydarzeń. „Straszy“, ludzie umierają ze strachu w końcu wszyscy dochodzą do wniosku że trzeba opuścić tę ziemię. To jest właśnie wielka gra Gerdy: opróżnić wyspę z jej mieszkańców! Właściciela, Harvey Dorringtona nie bierze nawet w rachubę, gdyż przypuszcza, że nigdy nie porzuci on Londynu dla tej zapadłej posiadłości. Tymczasem los chce inaczej. Dorrington traci majątek. Otrzymuje dziwaczną propozycję i wyjeżdża, aby zamieszkać w Cat-rock.
Tom Wills przerwał kapitanowi Flammers.
— Ciekaw jestem, kto był autorem tej oferty?
Flammers uśmiechnął się i zapalił zgaszonego papierosa.
— To ja, drogi panie... Znalazłem Gerdę, ale to jeszcze nie wszystko. Wtedy posłałem jej Dorringtona, aby wpadła w potrzask
— Jakto, czy pan i Harvey byliście w zmowie?
— Ależ nie, — przerwał Flammers trochę zniecierpliwiony — Wiedziałem tylko, że Gerda zagra na swej piękności.
Szybko dowiedziałem się o projekcie przyjazdu właściciela wyspy. Wtedy przygotowała sobie plan: poślubi Dorringtona, a potem zabije go, pozorując wypadek na polowaniu, czy na morzu. W rezultacie ona sama zostanie absolutną władczynią wyspy.
Bieg sprawy jest doskonały. Rybacy opuszczają wyspę zaraz po przybyciu Dorringtona. Ale jest niespodzianka. Właściciel przyjeżdża w towarzystwie. Zacni panowie Smiles i Corming! Mocno pomieszali plany pięknej Gerdy! Ale ona nie uważa się za zwyciężoną. Wysyła swoich ludzi do adwokatów, ale tylko jeden z nich jest przyjęty.
— Shattercromby! — krzyknął Tom.
— Hauptmann Kurt Eckerstein — oto jego prawdziwe nazwisko! — Ale Giovanna nie przewidziała interwencji Dicksona. Nie przypuszczała, że napotka tak wielkiego przeciwnika. Czekano na Wielki Dowód...
Trzeba było przyśpieszyć małżeństwo. Sulkey miał pobłogosławić ich związek w zastępstwie pastora. Tymczasem znika on w przeddzień ślubu...
To na razie dosyć, niezadługo dowie się pan reszty, rzekł Flammers, którego czoło nagle się zasępiło.
— Od jak dawna jest pan na wyspie? — zapytał Tom.
— Od przeszło dwóch miesięcy, obserwuję kuglarskie sztuczki Gerdy. Ale nic nie mogłem przedsięwziąć przygotowując się do Wielkiego Dowodu.
— Co to ma znaczyć? — zapytał młody detektyw.
Flammers spojrzał na niego z powagą.
— Tego się podjął pana mistrz i on jest jedynym człowiekiem, który może panu wytłumaczyć...
Nagle pies zaczął warczeć.
— Cicho Hurry! — rozkazał kapitan.
Sulkey i Tom nadstawili uszu. Usłyszeli jakiś dziwny hałas, który wyraźnie odcinał się od szumu morza i ryku fal.
— Wydaje mi się, Mr. Wills, że oto zbliża się Wielki Dowód — zawołał uroczyście Flammers.
Słychać było teraz dźwięk rozmów i szczęk broni i odgłos ciężkich kroków.
— Zgaś ogień Sulkey, a ty bądź cicho Hurry! — rozkazał kapitan.
Wszyscy trzej zbliżyli się do wyjścia i pilnie nadsłuchiwali.
— Gerda wie, że tym razem przegrała grę, postanowiła opuścić wyspę i nikogo tu nie pozostawić.
— A co się stanie z moim panem? — szeptał przerażony Sulkey.
— Niech Bóg ma go w swej opiece — odparł Flammers.
— Boże, zawołał Tom, Oni mówią po niemiecku.
Kapitan westchnął zrozpaczony.
— Czyżby Dickson miał przybyć za późno?!
Z zewnątrz głosy przybliżały się, liczne, groźne.
— On nie u kryje się przed nami. Znaleźliśmy już ślady tego przeklętego psa, którego ukradł z więzienia w Dartmoor i który towarzyszy mu jak cień.
— Panie kapitanie,,, to pana szukają!
— Naturalnie. Gerda m nie poznała. Ona nie opuści wyspy dopóki się nie upewni, że znajduję się gdzieś głęboko pod wodą, — odparł gorzko Flammers.
— Może sobie pan wyobrazić, jaka wrzawa wybuchłaby w Ministerstwie wojny, gdybym zdołał dotrzeć do Londynu. Usiłowanie opanowania wyspy angielskiej przez wywiad niemiecki! Wilhelmstrasse nie lubi takich historiii i to w okresie, kiedy ustawicznie zabiega się o wzajemny sojusz.
— Ślady psa są tutaj wyraźne, — zabrzmiał jakiś głos tuż przy wejściu do groty, — ale wygląda to tak, jak gdyby ginęły w wodzie.
— To z powodu przypływu morza. Tu musi się znajdować jakaś grota. Gdyby było trzeba, zabierzemy nurków. Franz i Maillert jesteście tam?
— Nadchodzą, Herr Leutnant.
— Bardzo źle z nam — mruknął Flammers — grota nie ma innego wyjścia. Czy ma pan rewolwer, Tom?...
— Tak, Shattercromby mi go zostawił.
— Doskonale! Zyskamy trochę na czasie. Ale to wszystko nic. Wystrzelają nas, jak kaczki...
Usłyszano plusk kroków we wodzie i błocie.
— Hallo! Jest grota!
W przejściu zajaśniało światło. Ukazał się jakiś człowiek z latarnią.
— Ognia! — rozkazał Flammers.
— Ze straszliwym przekleństwem padł na ziemię z roztrzaskaną czaszką, Alojzy Shattercromby, alias Kurt Eckerstein, porucznik niemieckiej Reichswehry...
— Oni są tam w środku! Zabić ich! Zabić! — ryczały wściekłe głosy
W tej samej chwili rozległ się głuchy grzmot.
— Armaty! — krzyknął Flammers. Harry Dickson przyjechał.
— Ratuj się kto może! — krzyczał ktoś po niemiecku.
— Poddajcie się! — zabrzmiał głos angielski i jednocześnie zahuczały rewolwery.
— Czy będziecie teraz rozsądni? — zapytał dobrze znany głos.
— Ja, ja!...
— To Harry Dickson! — krzyknął Tom i nie myśląc już o niebezpieczeństwie, rzucił się w wodę, płynął, nurkował, stracił grunt pod nogami... i znalazł się w ramionach swego mistrza.
Wielki reflektor oświetlał plażę jak w biały dzień.