Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kich pór roku ugrupowane były na osobnych klombach a żadna książka obrazkowa nie mogła być tak piękna.
Zosia podskakiwała z radości i bawiła się w ogrodzie aż do chwili, kiedy słońce zaszło poza wiśniowe drzewa. Potem dostała śliczne łóżeczko z purpurowemi firankami i haftowaną w fiołki jedwabną poduszkę. Zasnęła, marząc rozkosznie, jak królowa w dzień ślubu.
Nazajutrz zaczęła znowu od zabawy wśród kwiatów na ciepłem słońcu i trwało to przez dni cztery. Zosia znała wszystkie rosnące tu kwiaty, ale wydawało jej się, że brak jednego. Pewnego dnia spojrzała na malowany kapelusz swej opiekunki i zobaczyła na nim różę. Starucha zapomniała o tem całkiem, każąc różom zapaść się w ziemię. Tak to bywa nieuważnym ludziom.
— Brak tu róż! — powiedziała sobie Zosia i zaczęła szukać po klombach. Nie znalazłszy, siadła i rozpłakała się, a łzy padły właśnie na miejsce, gdzie ukryty był pod ziemią krzew różany. Ledwo łzy doń ściekły, wyskoczył na wierzch rozkwitły i wonny jak przedtem, Zosia objęła go, zaczęła całować róże, a wspomnienie o Janku wróciło jej znowu.
— Ach! Ileż straciłam czasu! — zawołała. — Muszę go szukać! Czy nie wiecie gdzie jest? — spytała róże. — Sądzicie może, że zmarł i przepadł na zawsze?
— Nie zmarł! — rzekły róże. — Byłyśmy w ziemi gdzie są wszyscy zmarli, ale nie znalazłyśmy Janka.
— O dzięki wam, serdeczne dzięki! — zawołała Zosia, potem zaś chodziła od kwiatu do kwiatu, zaglądając w kielichy i pytała: — Może wiecie gdzie jest Janek?
Każdy kwiat stał w słońcu i snuł własną baśń, lub opowieść. Wysłuchała ich też dużo, bardzo dużo, ale w żadnej nie było nic o Janku.
Cóż powiedziała lilja płomienista?