Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mur; na krótkiej przestrzeni sztachety jeno kryją słodkie tajemnice i wtedy mogę je przejrzeć. Gęste zarośla, ciemne stawy — — dalekie, w dal idące drogi i nigdzie końca. Potem znów mur, długi szary mur, i wysokie drzewa po obu stronach.
Znużona jadę późno o wieczorze, Pośród pól i wzdłuż lasu — — kędy oczy poniosą.

∗                         ∗

Strona 919. Pismo barona.
Wiem dobrze, że to był dowcip, i byłbym się śmiał serdecznie z tego, gdyby się to było komu innemu przydarzyło. Ale jeszcze dziś nie mogę zapomnieć bezczelnej obrazy, jeszcze dzisiaj nie, po dziesięciu latach. I jeśli kiedykolwiek hrabinę znów zobaczę, lub też kpiarza, który jej tę myśl podsunął — — przeorzę ich twarz szpicrutą.
Niech mnie kaci porwą — — hrabina Isabeau nie była przecież żadną świętą! Primavesi z jedenastego pułku huzarów miał ją i polski skrzypek i pan Staching. Przypuszczam nawet, że miała stosunek z swoim szoferem, i niebo wie z kim jeszcze. Że ja się potem do niej umizgałem — — no tak, bo wtedy chciałem ją mieć, albowiem była piękną kobietą i była w wielkiej modzie w Spa. Tak, natrudziłem się dosyć z jej powodu, o wiele więcej aniżeli z powodu którykolwiek innej z kobiet. Wtedy, na balu w kasynie zaszliśmy w końcu tak daleko. Siedzieliśmy w niszy, nacierałem na nią — a wiem, że dobrze mówiłem. To blada, to zarumieniona była w ogniu moich palących słów, uderzających w jej delikatne uszka i płonących gorąco w jej mózgu. Nie podała mi nawet ręki, gdy powstawała z miejsca, ale rzekła: — Przyjdź pan do mego zamku dziś nocą, o godzinie trzeciej. Ujrzy pan światło w jednem z okien, wówczas wejdź pan przez nie.