podczas wyścigów, postawiła dwie złote sztuki monety na jakiegoś najlichszego konia. — Nie stawiaj na niego, — rzekł hrabia, — on jest bez wartości. A wtedy spojrzała nań wprost, powłóczystem spojrzeniem. — Ależ nie prawda, Wincenty, ten koń wygra! — Chciałabym, aby wygrał. — A gdy konie biedz poczęły, wcale na nie nie patrzyła; patrzyła tylko w dół, na niego, gdy stał na miejcu siodłania koni. Widziała, że dłonie złożył razem, że wargi jego cichutko się poruszają. Wiedziała, że modli się. To też potem, gdy ulubione przez widzów wyścigowych konie na bok zboczyły, ów na prawo, ów na lewo, a jej lichy koń pierwszy dobiegł do mety, pojęła, że to było jego dziełem i działaniem siły jego modlitwy.
∗ ∗
∗ |
Potem nadszedł czas, gdy Jan Olieslagers stanął na drodze jej życia. Był on przyjacielem hrabiego jeszcze z ławy szkolnej, a przyjaźń ta nie osłabła mimo szeregu lat. Włóczył się on po całym świecie nigdy nie wiedziano, gdzie jest. Wtem przyszła skądś od niego kartka z Kochinchiny, Paragwaju, czy z Rodezyi. I oto był w Europie, a hrabia zaprosił go na swój zamek do Ronvalu.
Wszystko potoczyło się teraz bardzo szybko. Flamandowi spodobała się ta kobieta, a przyzwyczajonym był brać to, co mu się podoba. Raz, o wiele później, czynił mu ktoś wyrzuty, że ją posiadł, ona była przecież żoną jego szczerego przyjaciela, a on nie kochał jej wcale. Wtedy odpowiedział: — Był moim przyjacielem, — ale czy z tego powodu musiał być także osłem? A zresztą: czy kiedykolwiek jedynie tylko jedna kobieta całowała me usta? Dlaczegoż on jeden miał tylko być panem jej ust? — Posiadł Stanisławę po prostu tak, jak po prostu jeździł na koniu