Strona:Hamlet krolewicz dunski.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   68   —
HAMLET.

O i bardzo, zawſze Bowiem łatwiéyſza piękności, cnotę w rayfurkę przeistoczyć, iak cnocie piękność ſobie podobną uczynić; to był niegdyś argument paradoxem tchnący, ale w naſzych czasiech prawda iego ieſt nie niezbitą. Był czas, żem cię kochał Ofelio.

OFELIA.

W samey iſtocie móy Królewicu, a iam temu wierzyła....

HAMLET

Nie powinnaś była temu wierzyć, bo nigdy się cnota w ſtary naſz pień tak dobrze za ſzczepić nie da, ażebyśmy od niego iakowegoś w ſobie kwaſu nie zatrzymali. Ia cię nie kochałem.

OFELIA

Tem bardziey byłam oſzukaną.

HAMLET

Idź do klaſztoru. Chceſzże więcey ieſzcze grzeſzników napłodzić? ia ſam nie ieſtem jeden z naygorſzych, iednakże mógłbym się o takie rzeczy ofkarżać: że lepiey byłoby; aby mię matka moia nigdy na świat niebyła wydała. Jeſtem bardzo dumny, mściwy, ambitny, do więcéy grzéchów ſkłonny, a niżeli mam myśli do ich poięcia, imaginacyi do ich ukſztałcenia, a czasu, do ich wykonania. Do czegóż maią się tacy iak ia między niebem a ziemią włóczyć? myśmy wſzyſcy arcy zmienniki, i zwodziciele, nie wierz z nas żadnemu idź do kłaſztaru. — Gdzież ieſt twóy oyciec