Strona:Hamlet krolewicz dunski.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   10   —

wéy nim iefzé wielki Juliuſz poległ, otwiéarły się groby, umarli w mrocznych powłokach przerażali ięcząc wrzaskliwemi tony ulice Rzymu; gwiazdy miały ogniſte ogony; ſsczyła się krwawa z obłoków roſsa, a sionce zaćmiło się, iak gdyby w dzień oſtatecznego ſądu. Podobne dziwne znamiona, które zwyczaynemi przepowiadaczami ſmutnych ſą wy darzeń, połączyły się na niebie i ziemi, na zatrwożenie krain tego okropnem oczekiwaniem iakowegoś powſzechnego nieſzczęścia

SCENA VI.
DUCH DAWNIEYSI.
GUSTAW

Ale cicho, patrdcie, znowu tu idzie, zaſtąpię mu drogę, chociażbym wſzyſtkie moie miał poſtradać włoſy: Stóy mamono! (rozſzérza ramiona na przeciw Ducha) ieżeli zdołaſz wydadź z siebie ton zrozumiały, tedy gaday ze mną, ieżeii się co dobrego ſtać może, coby tobie ulżenie i ſpokóy, a mnie zasługę dobrego uczynku nadarzyć zdołało, więc gaday; ieżeli ci przyſzły los twoiéy Oyczyzny wiadomy, a ktoréy nieſzczęście twoiém przepowiedzeniem ieſzcze odwróconém bydź może, o, więc gaday! — Albo, ieśliś za życia twego, nieprawym ſpo ſobem nabyte ſkarby we wnętrznościach zie