Strona:Hamlet krolewicz dunski.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   106   —
HAMLET

Co tam fantazya! móy puls tak regularnie biie iak i twoy matko — iam to nie w ſzaleńſtwie gadał, weź mię na próbę, a ia ci wſzyſtko słowo w słowo, znowu powiem; tego ſzaleń ſtwo nie zdoła — Zaklinam cię na niebo matko, nie ſzukay ochrony dla duſzy twoiey, nie wnoś ſobie, że to moie ſzaleńſtwo, ale nie twoia zbrodnia mówi. Załuy tego co się iuż ſtało, a unikay, co się ieſzcze ſtać może — nie kładź gnoiu na pokrzywę, aby tem więcey ieſzcze nie wybuiała. Przebacz mi moią cnotę, ponieważ w tych zepſutych czaſach, cno ta zbrodnie o przebaczenie, prosić, i ieſzcze płaſzczyć się i korzyć musi o pozwolenie, aby iey dobrze czynić wolno było.

KROLOWA.

O Hamlecie tyś moie ſerce rozdarł.

HAMLET.

Odrzuć więc haniebną część od siebie, a żyi tym zdrowiey z drugą połową Dobra noc, ale nie idź matko do moiego ſtryia. Przymuś się do cnoty, ieżeli ieſzcze iey nie maſz. Przyzwy czaienie, ta to poczwara, która iak ſzatan wſzelkie uczucie zbrodni pożera, w tem jednakże ſtaie się aniołem, że równie i wykonanie dobrych uczynków ulekſza; ćwiczenia się w cnocie, może nawet piętno zatrzeć natury. Jeſzcze raz dobranoc, a ieźli ſama błogoſła-