Przejdź do zawartości

Strona:Hamlet (William Shakespeare).djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie przyjmowała ani jego wizyt,
Ani biletów, ani podarunków.

165 

 Tak-em uczynił: ona usłuchała,
A on, on, krótko mówiąc, zawiedziony
W swoich nadziejach, popadł najprzód w smutek,
Potem w bezsenność, potem wstręt do jadła,
Następnie w niemoc, następnie w gorączkę,

170 

 I tak stopniami aż w szaleństwo, które
Trawi go teraz z wielkim naszym żalem.

Król. Cóż mówisz na to?
Królowa.Hm! toby być mogło.
Poloniusz. Czyż się zdarzyło kiedy, radbym wiedzieć,
Aby tam, gdzie ja powiedziałem: tak jest,
W istocie było inaczej?

175 

Król.Nie pomnę.

Poloniusz. (Wskazując na kark i głowę).
Zdejmcie to z tego, jeżeli tak nie jest.
Skoro sposobność posłuży, wykryję,
Gdzie siedzi prawda, chociażby się skryła
W wnętrznościach ziemi.
Król.Jakżebyśmy mogli
Sprawdzić to?

180 

Poloniusz. Wiecie, Państwo, że on czasem
Przez kilka godzin zwykł się w tej galeryi
Przechadzać.

Królowa. W rzeczy samej, zwykł to czynić.

Poloniusz. Taką więc porę upatrzywszy kiedy,
Wprowadzę tutaj moją córkę: Wasze

185 

 Królewskie Moście będą mogły wtedy
Ukryć się ze mną ówdzie za obiciem.
I być świadkami ich spotkania. Jeśli
On jej nie kocha i nie skutkiem tego
Utracił zmysły, to niech z szambelana

190 

 Zostanę prostym chłopem albo klechą.

(Wchodzi Hamlet, czytając).

Królowa. Patrzcie, jak smutno biedny chłopiec z książką
Zbliża się tutaj.
Poloniusz. Oddalcie się Państwo,
Błagam was; ja z nim pomówię. Pozwólcie.

(Król i Królowa wychodzą ze swym orszakiem)

Jakże się miewa mój łaskawy książę Hamlet?