Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, ja bardzo dobrze rozumiem, że pan Pendlton pragnie cię widzieć — powiedział, zatrzymując powóz przed bramą.
— A oto i ciocia w oknie — zawołała Pollyanna, lecz zaraz potem dodała: — Ach nie, niema jej! A zdawało mi się, że ją widziałam.
— Nie, teraz już jej niema — odpowiedział doktór Chilton, lecz już się nie uśmiechnął.


∗             ∗

Pan Pendlton oczekiwał Pollyannę w stanie bardzo podnieconym.
— Pollyanno — powiedział, gdy tylko weszła — przez całą noc starałem się rozwiązać zagadkę, jaką mi zadałaś, mówiąc o chęci posiadania przeze mnie ręki i serca twej cioci Polly. Co chciałaś przez to powiedzieć?
— No to, że pan był narzeczonym cioci Polly! — odparła spokojnie Pollyanna.
— Ja? Narzeczonym cioci Polly?
Zdziwienie, jakie brzmiało w głosie pana Pendltona, wywołało jeszcze większe w oczach Pollyanny.
— Ależ, proszę pana, Nansy mi to wyraźnie powiedziała!
Wówczas pan Pendlton wybuchnął śmiechem.
— Naprawdę? A więc muszę ci powiedzieć, że Nansy bardzo się omyliła — rzekł, gdy się nieco uspokoił i przestał śmiać.
— Jakto, więc pan nie był narzeczonym cioci?