Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałem już odjechać, lecz przyszło mi do głowy, że mogę na ciebie zaczekać!
— Dziękuję panu, bardzo się z tego cieszę, gdyż lubię jeździć powozem — odpowiedziała Pollyanna, podczas gdy doktór podawał jej rękę, by pomóc wsiąść do powozu.
— Naprawdę? — zapytał doktór, kiwnięciem głowy żegnając sanitarjusza. — Ale pewnie lubisz jeszcze wiele innych rzeczy?
Pollyanna roześmiała się.
— Nie wiem... może — rzekła. — Nie lubię tylko takich rzeczy, jak szycie, gotowanie, czytanie na głos...
— Ale te rzeczy do czegoś wszakże służą — mówił doktór.
— Ciocia Polly powiada, że one „uczą żyć“ — odpowiedziała Pollyanna ze smutnym uśmiechem.
— Doprawdy? Spodziewałem się, że tak powie! — rzekł na to doktór.
— Ale ja jestem innego zdania — odparła Pollyanna — i nie uważam, żeby potrzeba było koniecznie uczyć się żyć.
— Dla wielu z nas jest to jednak potrzebne — westchnął ciężko doktór i zamyślił się głęboko.
Pollyanna, widząc jego zasmuconą twarz, chciała w jakiś sposób rozerwać go i odpędzić smutne myśli.
— Panie doktorze — powiedziała po chwili milczenia — myślę, że być, tak jak pan — doktorem, musi być najprzyjemniejszem w świecie zajęciem!
Doktór spojrzał na nią ze zdziwieniem.